sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział XXV

DAMON POV
Darlin obudziła mnie nad ranem swoim histerycznym płaczem. Dopiero po kwadransie udało mi się ją uspokoić. Uparła się mimo moich zastrzeżeń, że pójdzie do szkoły. Wzięła długi prysznic, a ja krótki zaraz po niej. Kiedy się ubrałem i byłem gotowy, ona dosuszała swoje długie włosy. Wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze z zaciśniętą szczęką. Cierpiała, a ja nie mogłem pojąć dlaczego. Przez jednego głupiego chłopczyka, który ją zostawił? To niedorzeczne, bo jestem pewien, że może mieć każdego. Była ubrana w czarne dżinsy i bordowy tshert z długimi rękawami. Na jej ręce widniał złoty zegarek, a na szyi srebrny łańcuszek z sercem. Czyżby dostała go od tego dupka? Kiedy jechaliśmy samochodem mojego ojca do szkoły, paplała bez sensu coś o jakimś projekcie. Robiła to celowo. W dodatku cały czas kryła się za obojętnością, która nie tylko malowała się na jej twarzy, ale również w oczach. Aż ciarki przechodzą. Gdzie się podziała ta uśmiechnięta dziewczyna z biblioteki lub chociaż ta mała, uparta wereda, którą była?
-Tak w ogóle to do jakiej klasy chodzisz? - zapytała, kiedy parkowałem pod naszą szkołą.
-Trzecia architektury przestrzennej z rozszerzeniem budowlanki - odpowiedziałem, wyłączając silnik.
-Widać, że cię to kręci - stwierdziła.
Wysiedliśmy i ruszyliśmy do drugiego budynku.
-O której kończysz? - zapytałem.
-14.30, a ty? - przepuściłem ją w drzwiach.
-Właśnie o tej zaczynam trening na głównej. Wpadniesz? - zapytałem mając ogromną nadzieję.
-Architekt i sportowiec - burknęła, przewracając oczami.
-To przyjdziesz czy nie? - zaśmiałem się.
-A co trenujesz? - zadała konieczne pytanie.
-Nożną - odpowiedziałem z dumą.
-Nienawidzę tego gówna - warknęła.
Uniosłem zdziwiony brwi. Obraziła mój ulubiony sport i moje ego.
-Cóż... Jeszcze gorszym gównem jest tylko hokej - odgryzłem się.
Wiedziałem, że ją to trafiło, ale miałem to gdzieś. Właśnie byliśmy pod jej salą, kiedy zabrzęczał dzwonek. Nie obdarzając ją ani jednym spojrzeniem, ruszyłem wściekły w swoją stronę. To, że przeżywa rozstanie z jakimś chłoptasiem, nie znaczy, że na wszystko może sobie pozwalać.
DARLIN POV
Przesadziłam, wiedziałam o tym. Jak nigdy, usiadłam sama w kącie klasy. Skupiałam uwagę na nauczycielach cały dzień i przyswajałam sobie ich słowa. Kiedy przyszedł czas na historię, nauczyciel przywołał mnie do przedstawienia swojego projektu. Cóż... zrobiłam to perfekcyjnie, entuzjastycznie, ale chowając wszelkie uczucia. Przecież część tej pracy należała do Versacego. Po lekcji zgłosiłam się do nauczyciela, który chciał zabrać materiały mojego projektu. Oddałam mu je, bo przecież nie były mi już potrzebne. Była to ostatnia lekcja, a ja nie miałam ochoty wracać do domu. Wiedziałam, że siedząc sama, znowu bym się rozkleiła. Zabrałam swój czarny plecak i kurtkę z boksu szatniowego. Bez zastanowienia opuściłam budynek numer dwa, żeby dostać się na halę sportową. Weszłam tam niepostrzeżenie schodami pożarowymi, znajdując się na samej górze trybun. Usiadłam w czerwonym sektorze na jednym z kolorowych krzeseł. Wszystkie światła białych reflektorów równomiernie padały na boisko. Było na nim kilkunastu chłopaków i trener Smith. Na szczęście mnie nie zauważyli. Zaczął się ich trening. Zaczęli od biegania, a później rozciągania, rozmawiając i śmiejąc się przy tym. Jak zdążyłam dostrzec, wszyscy respektowali Damona, co świadczyło o tym, że jest kapitanem. Później pan Smith podzielił ich na dwie drużyny i stoczyli zażartą walkę o każdą bramkę, ganiając jak psy za piłką. Zaśmiałam się głośno, kiedy Damon przebiegł przez całe boisko, strzelając gola i tym samym lądując na lakierowanym parkiecie. Kilku jego pobratymców spojrzało na mnie, osłaniając ręką twarz przed światłem. Zarumieniłam się i trochę zezłościłam, będąc przyłapana przez swoją głupotę. Zaintrygowany Damon wstał i dołączył do innych. Kiedy już mnie rozpoznał, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie słyszałam o czym zaczęli rozmawiać, ale wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chciałam mu w tym momencie skopać tyłek. Smith zagwizdał i kontynuowali grę. Tym razem udawałam, że ich nie obserwuję, czując na sobie ukradkowe spojrzenia. Po jakimś czasie, który zdecydowanie szybko zleciał, wszyscy rozproszyli się do szatni. Postanowiłam nie ruszać się ze swojego miejsca. Skoro Damon już wiedział, że tu jestem to powinien tu przyjść.
10 minut... 15 minut... 25 minut...
-Cholera - powiedziałam na głos.
Wstałam znudzona wyczekiwaniem i samotnością, ruszając w dół trybun. Skręciłam na korytarz prowadzący wgłąb do szatni. Wiedziałam, która należy do piłkarzy. Zapukałam mocno, ale nie usłyszałam odzewu. Wzruszając ramionami, weszłam do środka. Światło było w środku zapalone, lecz nikogo nie dostrzegłam. Wchodząc dalej, wpadłam na pół nagiego chłopaka.
-Czy ty zawsze musisz tak paradować?! - wrzasnęłam. 
Moje serce biło mocniej, bo nieźle się wystraszyłam. Gniewnie zmierzyłam chłopaka wzrokiem, przez co się uśmiechnął. Miał na sobie tylko ręcznik, który wisiał na jego biodrach. Jego włosy były mokre, a świeże kropelki wody na torsie, wskazywały na to, że dopiero co wyszedł spod prysznica.
-Tylko, wtedy gdy się denerwujesz - odpowiedział, puszczając mi perskie oko.
Prychnęłam i omijając go usiadłam na ławce. Odwrócił się w moją stronę i zaczął studiować moją twarz.
-Masz zamiar się w końcu ubrać? - warknęłam.
-A już nie możesz wytrzymać na mój widok? - zapytał prowokacyjnie.
Poddałam się i westchnęłam przeciągle.
-Idiota - mruknęłam z zamiarem wyjścia.
Za torował mi jednak drogę. Uniosłam głowę, żeby obojętnie spojrzeć w jego błękitne oczy.
-No poczekaj, ty wredna istoto. Daj mi 10 minut, a zabiorę cię na kolację - zaproponował.
-Obiad - poprawiłam go, dając tym samym zgodę.
Uśmiechnął się i niespodziewanie mnie do siebie przytulił.
-Puść mnie! Jesteś cały mokry - pożaliłam się.
Nie mogłam zaprzeczyć, że w jego ramionach było mi przyjemnie i... lżej. Zaśmiał się i odsunął, zostawiając mokre ślady na moim swetrze. Przywaliłam mu lekko w tors. Nie ruszyło go to wcale. Zniknął ze swoimi rzeczami w łazience, a ja ponownie usiadłam na twardej ławce. Skarciłam się w myślach. Kiedy Damon mnie przytulił wyobraziłam sobie, że to...
-Christian - szepnęłam, zamykając powieki.
Nie chciałam teraz płakać, ale stało się. Oparłam łokcie na kolanach i chwytając się za głowę, zagryzłam do krwi wargę. Chciałam, żeby to bolało bardziej niż moje serce. Nie mogąc dłużej tego robić, zaczęłam chlipać.
-Kurwa, Darlin - usłyszałam.
Damon podszedł do mnie w rekordowym czasie, ale nie dotykał. Nie otwierałam oczu, nie chcąc na niego spojrzeć.
-P-przepraszam... j-już n-nie... jestem... głodna - wydukałam.
-Chodź tutaj - westchnął z frustracją w głosie.
Wziął mnie na ręce jak małe dziecko, a ja oplotłam go nogami w pasie. Nim się obejrzałam zaniósł mnie do auta. Kolejną noc spędziłam na wypłakiwaniu się w jego ramionach. W połowie śniąc na jawie, usłyszałam jego głos.
-Zabiję tego skurwiela.
                    *          *          *
Tak minęły dwa, długie tygodnie. Rano brałam prysznic, jadłam śniadanie, chodziłam do szkoły, towarzyszyłam na treningach Damonowi, a resztę czasu spędzałam na cierpieniu w jego ramionach. Nie tylko płakałam. Miałam też ataki niepohamowanego krzyku, który chyba go przerażał. Bolało mnie serce i chciałam wyjść z własnej skóry. Przynajmniej zmieniłam zdanie, co do Damona. Nie był dupkiem. Gdyby nim był, to by mi nie pomagał. Zżyłam się z nim bardzo i nie wyobrażałam sobie, co by się ze mną stało gdyby też mnie zostawił. Tylko Dariusa jeszcze obchodziłam, ale z własnej woli zaczęłam go unikać. Damon myślał, że wpadłam w depresję i naprawdę się martwił. Nie odstępował mnie nawet na krok w szkole. Ciągle się troszczył, słuchał, przytulał, opiekował i znosił te ataki... Te noce, w których budziłam się zalana łzami i z krzykiem. Od kiedy wrócili nasi rodzice było lepiej. Chłopak obiecał, że nic im nie powie. Postanowiłam wziąć się w garść i tłumić uczucia w swoim wnętrzu. Gdyby mama zobaczyła mnie w takim stanie... Nie wiem, co by zrobiła. Najgorsza była świadomość, że Damon też ma swoje życie: kumpli i imprezy, których ostatnio przeze mnie ograniczał. Nie mogło tak dalej być i mówiłam mu o tym. Noce miałam już spędzać sama. Mama i Mark mogliby źle coś zrozumieć, widząc nas w jednym łóżku. Jedynym pocieszeniem był uśmiech mamy. Przez pryzmat własnego szczęścia nie widziała, że coś jest ze mną nie tak i było to korzystne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz