Zegarek na szafce nocnej wskazywał 7.07 kiedy się obudziłam. Leniwie rozprostowałam ramiona i wstałam, niemal od razu zataczając się w tył.
-Co ty tu robisz? - pisnęłam głośniej niż chciałam.
Na twarzy Christiana pojawił się uśmiech. Siedział w fotelu, który zawieszony był sznurem przy suficie. Kiedy Jason go zawiesił, bujałam się w nim całymi wieczorami. Uniosłam brwi oczekując odpowiedzi.
-Chciałem sprawdzić czy śpisz - odpowiedział uśmiechając się przepraszająco.
Odwzajemniłam jego uśmiech.
-Włamywanie się do mojego pokoju przez okno i podglądanie jak śpię nie jest w porządku - oznajmiłam.
Podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu ubrań.
-Powinnaś domykać okno - stwierdził.
Ostatecznie wybrałam leginsy i szarą bluzkę z długimi rękawami.
-Idę pod prysznic, a ty rób co chcesz tylko nie wychodź z pokoju - ostrzegłam go.
Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, ale to zignorowałam.
Weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Następnie osuszyłam się i ubrałam. Kiedy wróciłam do swojego pokoju chłopak siedział przy mojej toaletce przyglądając się zdjęciom ułożonych wokół jej obwódki. Przekręciłam zamek w drzwiach i wzięłam suszarkę.
-Musisz zrobić mi miejsce - powiedziałam podłączając suszarkę. Poczułam jego ręce na swoich biodrach i już po chwili siedziałam na jego kolanach. Spiorunowałam go wzrokiem w lustrze, a on się uśmiechnął. Bez skrupułów zarzuciłam włosami, żeby go ochlapać. Wiedział, że zrobiłam to specjalnie. Ignorując go włączyłam sprzęt i zaczęłam suszyć włosy, przeczesując je rękami. Czułam na sobie jego wzrok, ale usilnie nie zwracałam na to uwagi. Kiedy skończyłam wstałam i odłożyłam suszarkę na jej miejsce. Rozczesałam włosy i odwróciłam się w stronę chłopaka.
-Zejdę teraz na dół, a ty dołączysz do mnie za 10 minut. Musisz zrobić to tak, żeby moja mama cię nie zauważyła - wytłumaczyłam.
-Nie wierzysz w moje kompetencje? - udał urażonego.
Uśmiechnęłam się i z premedytacją musnęłam wargami jego usta. Kiedy się odsunęłam, też się uśmiechał. Pachniał jakimiś słodkimi, delikatnymi perfumami.
-Jesteś okropna - westchnął.
Jego słowa wprawiły mnie w rozbawienie, bo jeszcze nikt mi tego nie powiedział. Odwróciłam się i zabierając telefon opuściłam pokój.
-Dziendobry - powiedziałam wchodząc do kuchni, gdzie siedziała mama.
Cmoknęłam ją w policzek, a ona się uśmiechnęła. Widziałam, że coś ją trapiło.
-Chcę ci kogoś przedstawić. Pomoże nam w pieczeniu - powiedziałam.
Usiadłam obok niej i wpatrywałam się w nią. Wyrwała się z zamyślań.
-Kto taki? - zapytała entuzjastycznie.
-Christian Versace - odpowiedziałam.
Uniosła zabawnie brwi. Gdybym przedstawiła go jako mojego chłopaka byłaby zdumiona i jednocześnie zadowolona. Niejednokrotnie myślała, że jestem z Dariusem i zmieniła zdanie dopiero wtedy, kiedy on jej o tym powiedział. Po chwili jej uśmiech zniknął.
-Przepraszam za to, co wczoraj zobaczyłaś. Patrick mówił, że byłaś w lekkim szoku - powiedziała ostrożnie.
-Niech nie przesadza. Po prostu zdziwiło mnie, że usnęłaś o tej porze - skłamałam.
Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Usłyszałam dzwonek i popędziłam do drzwi, wpuszczając do środka chłopaka. Posłałam mu lekceważące spojrzenie. Nie miał wychodzić oknem tylko zejść niepostrzeżenie na dół. Wzruszył ramionami szczerząc się i ruszyliśmy do kuchni.
-Dziendobry, pani Lightwood - przywitał się grzecznie.
Ujął jej rękę i ucałował ją z nonszalancją. Wydawało się, że oczy mojej mamy zaraz wyskoczą z orbit.
-Dziendobry, Christianie - powiedziała rumieniąc się, a ja zachichotałam.
Działał onieśmielająco nawet na moją rodzicielkę. Zmieszana kobieta podała mi kartkę papieru.
-To lista zakupów - powiedziała lekko ochrypniętym głosem.
Wzięłam kartkę i pieniądze, spoglądając na mojego towarzysza. Serdeczny uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-Pójdę do biura, mam coś jeszcze do załatwienia - oznajmiła i już po chwili zniknęła we wnętrzu domu.
Nim się obejrzałam Christian przyciągnął mnie do siebie i musnął ustami płatek mojego ucha. Moje serce boleśnie przyśpieszyło.
-Nie spodobało mi się jak popatrzyłaś na mnie w holu - wyszeptał, nie odsuwając się.
Odchyliłam się odrobinę.
-Nie spodobał mi się fakt, że wyszedłeś przez okno - odgryzłam się.
Uśmiechnął się i całując mnie w czoło, odsunął się. Powoli reakcja mojego organizmu wróciła do normy.
-Idziemy do sklepu - zakomendowałam i chwytając go za rękę, poprowadziłam do holu. Ubrałam buty i kurtkę. Ponownie chwytając go za dłoń wyszłam na zewnątrz, gdzie było pełno śniegu.
-Dlaczego się uśmiechasz? - zapytał Christian mocniej ściskając moją dłoń.
Spojrzałam na niego. Odwzajemniał mój uśmiech.
-Sama nie wiem. Może po prostu cieszy mnie śnieg, świąteczna atmosfera i ty - wzruszyłam ramionami.
Na moje ostatnie słowo uśmiechnął się szerzej, pokazując rząd białych zębów.
-Nie boisz się, że ktoś cię ze mną zobaczy? - zadał kolejne pytanie poważniejąc.
Zmarszczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
-Nie mają tu o mnie najlepszego zdania - dodał obojętnie.
Westchnęłam mimowolnie.
-Jeżeli pytasz mnie o to czy obchodzi mnie zdanie innych to odpowiedź brzmi: nie - powiedziałam.
Na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech, co zbiło mnie z tropu. Zaczął zataczać kółka kciukiem na wierzchu mojej dłoni.
-Dlaczego o to zapytałeś? - odezwałam się po chwili.
-Przemknęła mi taka myśl po głowie - odpowiedział.
Przewróciłam oczami, czego nie zauważył. Szliśmy w milczeniu aż do sklepu. Był to duży market samoobsługowy. Christian wyprzedził moje ruchy i puszczając moją dłoń, wziął koszyk. Wyjęłam kartkę i kolejno znajdowałam produkty, wkładając je do koszyka.
-Darlin! - usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się gwałtownie i niemal od razu znalazłam się w objęciach Dariusa.
-Co tu robisz? - zapytałam kiedy mnie już puścił.
Cofnęłam się o krok, a Christian objął mnie ramieniem. Nie uszło to uwadze mojego przyjaciela.
-Robię zakupy - odpowiedział jakby to było oczywiste.
Posłałam mu łagodny uśmiech i spojrzałam na chłopaka stojącego obok mnie. Miał beznamiętny wyraz twarzy. Odchrząknęłam.
-Darius, Christian - przedstawiłam ich sobie.
Przyjaciel wyciągnął rękę do Versacego, a ten mocno ją uścisnął.
-Muszę lecieć. Pozdrów mamę i wesołych świąt, Darlin - powiedział Darius.
-Wzajemnie - uśmiechnęłam się sztucznie.
Odszedł będąc nieco zmieszanym. Było to dziwne zachowanie. Pierwszy raz Darius był taki ostrożny rozmawiając ze mną. Odwróciłam się w stronę Christiana, a on nie zdejmując maski, spojrzał na mnie.
-Dlaczego tak się zachowałeś? - zapytałam.
-Jak? - prychnął.
Nie miałam zamiaru się kłócić, więc biorąc od niego koszyk ruszyłam do kasy. Wiedziałam, że poszedł za mną.
-Dziękuję i dowidzenia - powiedziałam kasjerce z zamiarem wzięcia zakupów, jednak wyprzedził mnie mój towarzysz.
-Przepraszam - rzucił, kiedy wyszliśmy na ulicę.
Westchnęłam. Dlaczego on był taki skomplikowany? W milczeniu doszliśmy do domu.
-Wiesz, że podobasz się Dariusowi? - zapytał chłopak pomagając mi rozpakować zakupy.
Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam o tym doskonale, ale nie miałam zamiaru o tym rozmyślać. Spojrzałam na ekran telefonu. Miałam dwa nieodebrane połączenia od mamy. Natychmiast wcisnęłam zieloną słuchawkę, ale włączyła się poczta. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na lodówkę. Wisiała na niej żółta kartka.
-Musiałam pojechać do firmy. Przepraszam, ale to nie mogło poczekać. Zrób ciasteczka razem z Christianem. Wrócę późno, więc nie czekaj na mnie. Kocham cię, mama - przeczytał na głos chłopak.
Ostatnie słowa, które przeczytał wywołały dreszcze na moim ciele. Uśmiechnęłam się, kiedy odwrócił się w moją stronę.
-Czyli zostaliśmy sami? - zapytał idąc w moim kierunku.
Jego uśmiech był łobuzerski i niesamowicie go odmładzał.
-Na to wygląda - odpowiedziałam, kiedy zjawił się tuż przede mną.
Prawą ręką pogładził mnie po policzku i pochylając się złożył na moich ustach długi pocałunek.
-Masz jakieś podstawowe pojęcie o pieczeniu? - zapytałam.
-Nie, ale na szczęście mam dobrą nauczycielkę - odpowiedział.
Uniosłam brwi i pchnęłam go lekko. Zaśmiał się i zrobił mi drogę. Na kuchennym stole ustawiłam wszystkie produkty, potrzebne sprzęty kuchenne i blat do wyrabiana ciasta. Zeszyt mamy z przepisami znajdował się na blacie kuchennym. Przez cały ten czas chłopak mnie obserwował. Wyciągnęłam dwa czarne fartuchy i rzuciłam jednym w niego.
-Nie ubiorę tego - zaprotestował.
Widząc jego naburmuszoną minę roześmiałam się.
-Musisz, jeżeli nie chcesz się dobrudzić - dodałam.
-A kto powiedział, że nie chcę? - zapytał puszczając mi perskie oko.
Teatralnie ściągnął niebieski sweter i zawiesił go na oparciu krzesła. Miałam niezły widok na jego umięśniony tors, ale zignorowałam to i włożyłam fartuch zawiązując go na boku.
-Od czego zaczynamy? - zapytał stając obok mnie.
Postawiłam przed nim duży półmisek z zamiarem upieczenia biszkopta zamiast ciastek.
-Musisz ubić na sztywno białko z cukrem - odpowiedziałam.
Podałam mu sześć jajek i kilogram cukru, z którego kazałam odmierzyć dwie szklanki. Kiedy zabrał się do roboty, odnalazłam mikser i podłączyłam go. Z uśmiechem przyglądałam się jak ze skupieniem i dokładnością oddziela białko, wlewając je do miski. Kiedy skończył wsypał do niej cukier. Podałam mu mikser, a on go włączył. Przez czas, w którym powstawała piana wpatrywałam się w niego. Z zainteresowaniem zaczęłam przyglądać się tatuażowi i nawet nie wiem, kiedy przejechałam po nim opuszkami palców. Christian wyłączył mikser i uśmiechnął się do mnie.
-Co teraz? - zapytał dwuznacznie.
Zachichotałam i posłałam mu kuksańca w bok. Kolejno podałam mu żółtka, odmierzoną mąkę i proszek do pieczenia. Zmiksował ponownie ciasto, kiedy ja wyłożyłam papierem do pieczenia tortownicę. Wlał je i wstawił do piekarnika, którego sam nastawił.
-Mógłby być z ciebie cukiernik - stwierdziłam.
W odpowiedzi posłał mi piękny uśmiech i oparł się o blat kuchenny.
-Masę zrobię sama - oznajmiłam wesoło.
Wyciągnęłam z lodówki dwie śmietany 30% i serek mascarpone. Kiedy stanęłam na poprzednim miejscu, Christian stanął za mną i otoczył mnie ramionami, opierając brodę na mojej głowie.
-Nie teraz - zaśmiałam się.
-Tylko patrzę - powiedział tonem małego dziecka.
Do podobnej miski dodałam śmietany i serek, miksując je z cukrem pudrem. Po kilku długich minutach, podczas których chłopak mnie rozpraszał masa była gotowa. Ignorując oplatające mnie ramiona ruszyłam do lodówki, żeby ją odstawić. Zabawne było to, że ruszył za mną nie wypuszczając mnie z objęć.
-Christian - zbeształam go.
Puścił mnie wtedy i uśmiechnął się przepraszająco. Pokroiłam morele i ananasy układając je na talerzu.
-To pójdzie na wierzch - powiedziałam i odwróciłam się do niego.
Trzymał w ręce mój telefon i wpatrywał się w niego. Podeszłam i zaczepiłam wzrok w tym samym punkcie. Była nim tapeta telefonu, na której byłam z Dariusem. Leżeliśmy na podłodze w jego pokoju, a ja wspierałam głowę na jego brzuchu. Robiliśmy 'rybkę' zabawnie układając usta. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Jeżeli chcesz to zmienię tapetę - zaproponowałam wzruszając ramionami.
-Nie. Mimo wszystko podoba mi się to zdjęcie - powiedział.
Telefon zawibrował w jego ręce i na ekranie wyświetlił się numer.
-Włącz na głośnik - poprosiłam.
Zaczęłam trzeć białą czekoladę, kiedy wykonał moje polecenie.
-Darlin? - usłyszałam głos pochodzący z telefonu.
-To chyba ja - odpowiedziałam, a Christian się uśmiechnął.
-Oh. Przestań sobie żartować dziewczyno - burknęła Rosalie.
-Co jest? - zapytałam rzeczowo.
-Darius widział cię z Versacem i stwierdził, że jesteście razem - zaśmiała się.
Wymieniając się spojrzeniem z chłopakiem złapałam powietrze do ust, próbując pohamować śmiech. Szczerzył się zawadiacko. Nie wytrzymałam.
-Bo jesteśmy - wybuchnęłam przestając trzeć czekoladę.
Zapanowała głucha cisza. Po chwili podeszłam do telefonu i zobaczyłam, że połączenie zostało zakończone. Wywołało to na mojej twarzy złośliwy uśmiech. Rosalie Asperville była w szoku. Zablokowałam ekran i skończyłam poprzednią czynność.
-Już możesz się ubrać - powiedziałam biorąc niebieski sweter z oparcia krzesła i podając go chłopakowi.
Nawet kiedy go zakładał był pełny gracji.
-Usiądź - poprosiłam.
Zrobił to, a ja przez kolejne 15 minut sprzątałam kuchnię. W między czasie podałam mu szklankę soku, którą powoli wypił. Akurat kiedy skończyłam czyścić blat, piekarnik się wyłączył.
-Teraz musimy poczekać, aż się przestudzi. Nie wolno go wyjmować z piekarnika - wytłumaczyłam.
-Nawet masz ton nauczycielki - stwierdził chłopak.
Prychnęłam, ściągając fartuch i odkładając go.
-Chodź - powiedziałam.
Wiedziałam, że za mną podąża. Weszłam do salonu i wskazałam na kanapę. Grzecznie na niej usiadł, a ja włączyłam telewizor na programie muzycznym. Kiedy odwróciłam się w jego stronę, przygryzał wargę wpatrując się w moje oczy.
-Mogę zadać ci kilka pytań? - zapytałam niepewnie.
Skinął głową i poklepał miejsce obok siebie. Uśmiechnęłam się złośliwie i z premedytacją usiadłam na jego kolanach, układając po jego bokach nogi. Oplótł mnie ledwo dostrzegalnie rękoma.
-Chyba zaczyna mi się podobać ta rozmowa - stwierdził, szczerząc się.
Skarciłam go wzrokiem, ale on nadal się uśmiechał. Westchnęłam nie za bardzo wiedząc, jak zacząć ten temat.
-Twoja rodzina tu nie mieszka? - zapytałam przenosząc wzrok na jego twarz.
Poczułam jak w momencie napinają się wszystkie jego mięśnie. Zacisnął też szczękę i przybrał maskę na twarzy. Jego oczy były wtedy jak czarne węgle. Utwierdziłam się w przekonaniu, że coś było nie tak.
-Nie - odpowiedział obojętnie.
Nie chciałam pytać dalej, ale musiałam.
-Spędzisz z nimi wigilię?
Jego oddech był płytki. Przymknął na moment powieki i w odpowiedzi przecząco pokiwał głową.
-Mam dalej nie pytać? - ściszyłam głos.
Położyłam ręce po obu stronach jego brzucha w miejscu zakończenia żeber i zaczęłam go gładzić.
-Nie, w porządku - wzruszył ramionami.
Posłał mi blady uśmiech, ale wiedziałam, że dalej jest spięty.
-Dlaczego nie pojechałeś do nich na święta? - zadałam kolejne pytanie.
Christian długo zwlekał z odpowiedzią. Patrzył na mnie niewidzącym wzrokiem.
-Jesteśmy pokłóceni - powiedział w końcu.
-Oh... - wydałam z siebie.
Tylko na tyle było mnie teraz stać widząc w jego oczach odsłonięty ból. Uniosłam dłoń i pogłaskałam go po policzku. Jego szczęka rozluźniła się wtedy.
-Powiedziałeś kiedyś, że twoja siostra często do ciebie przyjeżdżała - przypomniałam mu.
-Nie widziałem jej od roku - wyznał.
Jego emocje przechodziły na mnie. Czułam smutek patrząc na niego. Do tego zaschło mi w gardle.
-Mogę zapytać... O co się pokłóciliście? - zapytałam niemal szeptem.
Daremnie czekałam na jego odpowiedź. Minął kwadrans i nic.
-Christianie? - przywołałam go z rozmyślań.
Westchnął przeciągle i wrócił do mnie swoim spojrzeniem. Zaczął kręcić kciukami muskając moje plecy.
-To moja zastępcza rodzina, nie znam biologicznej... Naprawdę chcesz tego słuchać? - przerwał pytaniem.
-Jeżeli nie chcesz, nie musisz... - zaczęłam, ale uciszył mnie gestem.
-Od początku wiedzieli o moim przekleństwie, ale nic sobie z tego nie robili. Traktowali mnie jak swoje dzieci, Casandrę i Christophera darząc rodzicielską miłością. Wychowali mnie lepiej, niż mogli, a byłem trudnym dzieckiem. Przez długi czas nienawidziłem dotyku i uważali na to, by mnie nie urazić. Chronili od tego całego bagna z nadprzyrodzoną mocą... Pewnego dnia przyszedł do nas jakiś mężczyzna. Miałem wtedy 14 lat. Przedstawił się jako Leonardo Savage, mistrz nowicjuszy... Byłem pod jego opieką, kiedy zaczęły dziać się ze mną różne dziwne rzeczy. Oszczędzę ci tego, ale wiedz, że nie panowałem nad gniewem i byłem agresywny. Nauczył mnie panowania nad sobą i żyć z wykorzystaniem siły lub nie. Był trochę jak taki biologiczny ojciec. Poznał mnie z innymi nowicjuszami, po czym zwrócił zastępczej rodzinie. Wszystko układało się lepiej niż przedtem dopóki Christopher mnie nie sprowokował. Uderzył w czuły punkt i... wybuchnąłem. Nigdy wcześniej mnie takiego nie widzieli, więc byli przerażeni. Ponoć emanowałem czarną poświatą i unosiłem się kilka centymetrów nad ziemią. Widząc Casandrę i jej strach opanowałem się na tyle, że nie tknąłem przyrodniego brata. Po prostu zniknąłem zacierając za sobą ślady tak, żeby nie mogli mnie znaleźć... - powiedział spoglądając na mnie niepewnie.
-Christianie... - wydukałam i obejmując jego szyję, przytuliłam go.
Tym razem całkowicie się rozluźnił trwając w moim uścisku. Po chwili puściłam go kładąc obie ręce na jego torsie.
-Myślę, że powinieneś do nich pojechać - powiedziałam pewniej niż chciałam.
-Darlin... - zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie. Myślisz, że uważają cię za potwora? To cholerny absurd, bo nim nie jesteś! Wiesz jak twoi rodzice musieli umierać ze strachu o swoje dziecko, kiedy zniknąłeś?! Na pewno nadal tak jest. Christianie Versace czy zdajesz sobie z tego sprawę?! - oburzyłam się.
Otworzył szerzej oczy. Moja reakcja wprawiła go w zdumienie. Przecież już na początku naszej znajomości na niego nakrzyczałam, więc nie powinien tak zareagować. Oblizał usta, co nie uszło mojej uwadze.
-Naprawdę tak myślisz? - zapytał.
Zmarszczyłam brwi.
-Ja to wiem nieodpowiedzialny głuptasie - powiedziałam tonem małego dziecka.
Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech, a oczy pojaśniały. Cieszyłam się w duchu, że poczuł się nieco lepiej.
-W takim bądź razie posłucham cię skarbie i już jutro do nich pojadę - oznajmił.
Moje serce zabiło mocniej. Bez zastanowienia wpiłam się w jego usta, co jeszcze bardziej go zdziwiło. Oddał pocałunek z wyczuwalną żarliwością i nie pytając o pozwolenie, jako pierwszy dołączył do niego nasze języki. Chwytając za moje biodra przysunął mnie bliżej przez co wydałam cichy pomruk zadowolenia. Trzymał mnie, jakbym miała mu zaraz uciec, co mnie rozbawiło. Przecież wcale nie miałam ochoty teraz uciekać. Przejechałam dłonią na jego gęste włosy i pociągłam lekko za ich końcówki. Przez ten gest zamruczał mi lekko w usta, a ja się uśmiechnęłam. Mimo, że nasze oddechy były przyśpieszone nadal chciałam kontynuować przyjemność polegającą na całowaniu Versacego. Już dawno chciałam przestać go tak nazywać, bo kojarzył mi się wtedy z naszym pierwszym spotkaniem i jego złą stroną, za którą się maskował, ale było w tym też coś... takiego. Christian uniemożliwił mi kolejny atak na jego idealne usta. Spojrzałam w jego jasne, brązowe oczy. Płonęły pożądaniem i błyskiem, którego nie potrafiłam rozszyfrować.
-Przestań... bo źle się to skończy - wydyszał uśmiechając się jak chłopiec.
-A jak miałoby się skończyć? - zapytałam unosząc brwi.
Jego oczy przewiercały mnie teraz na wylot. Na jego pięknej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Nim się obejrzałam znalazłam się pod nim, ciągle jednak leżąc na kanapie. Wahając się na moment pocałował mnie. Był mniej delikatniejszy niż wcześniej i manipulując mną chciał żebym całowała go szybciej. Udało mu się to, więc przestał atakując mokrymi pocałunkami moją szyję. Lewą ręką podwinął mi koszulkę i położył ją z boku żeber na gołej skórze. Kiedy zaczął ssać miejsce poniżej mojej szczęki, opamiętałam się. Było to trudne, bo mimo wszystko czułam ogromną przyjemność.
-Christian - przywołałam go, a on powrócił do mojej twarzy, zatrzymując dystans kilku centymetrów .
Popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Dość. Już wiem, jak mogłoby się to skończyć - powiedziałam nieśmiało.
-Pojedziesz ze mną? - zapytał nadal się uśmiechając.
Zbił mnie tym z tropu. Wiedziałam o co pytał. Chodziło mu o odwiedzenie jego rodziny.
-Ja... nie wiem czy powinnam - powiedziałam szczerze.
-Jasne, że powinnaś - powiedział przenosząc obie ręce po bokach mojej głowy i opierając się na łokciach. Wpatrywał się we mnie z nadzieją.
-Moja mama... Nie wiem czy mi pozwolił - rzuciłam.
-Zajmę się nią, jak tylko przyjdzie - zapewnił będąc coraz bardziej rozbawionym.
Też się uśmiechnęłam nieco rumieniąc.
-Jeżeli ją przekonasz to mogę pojechać - oznajmiłam.
Wigilia miała być za cztery dni, więc bez problemu bym zdążyła.
-Czy teraz ja mogę o coś zapytać? - zadał pytanie nagle poważniejąc.
Niepewnie skinęłam głową.
-Mógłbym zobaczyć? - zapytał zaciskając ledwo widocznie szczękę.
Pytał o moją bliznę. Wiedząc o niej nie miał zamiaru odpuścić.
-Tak - odpowiedziałam wzdychając.
Cmoknął mnie w czubek nosa i schodząc ze mnie, pomógł mi usiąść. Kiedy uniosłam skrawek koszulki on przykucnął przy kanapie. Spuściłam wzrok zaczepiając go po lewej stronie salonu. Dostrzegłam jak unosi rękę i już po chwili poczułam jak opuszkami palców przejeżdża po linii blizny. Wzdrygnęłam się, kiedy przez moje ciało przebiegły dreszcze.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię - powiedział chłopak zabierając dłoń.
Opuścił moją koszulkę i tą samą ręką, którą mnie wcześniej dotknął zmusił, żebym na niego spojrzała.
-Jesteś piękna - powiedział i dociskając mnie nieco do kanapy, namiętnie pocałował.
-Ciasto - powiedziałam mu w usta.
-Mhm - mruknął nadal kontynuując pracę swoimi wargami.
Przeniosłam ręce na jego twardy tors, co chyba mu się spodobało i lekko go odepchnęłam.
-Ciasto, Christianie - powtórzyłam z trudem.
Przedrzeźnił mnie i zrobił naburmuszoną minę, a ja zachichotałam. Po chwili znaleźliśmy się w kuchni.
-Delikatniej - poinstruowałam go, kiedy kroił biszkopta.
Posłuchał wykonując lepiej swoje zadanie. Kiedy przekładaliśmy ciasto masą 'przypadkowo' jej część znalazła się na jego twarzy. Ozdobiłam nasze dzieło owocami i startą czekoladą. Wsadziłam je do lodówki, żeby się schłodziło i zaczęłam sprzątanie.
-Darlin tu już wszystko jest czyste - irytował się chłopak.
Spojrzałam na niego uśmiechając się.
-Nie wszystko - powiedziałam podchodząc do niego.
Opierał się o blat kuchenny z założonymi rękami. Przygryzł wargę i niemal od razu się zaśmiał, rozumiejąc o co mi chodzi. Miał okazję posmakować słodkiej masy biszkopta.
-Można? - zapytałam udając niewiniątko.
W odpowiedzi przyciągnął mnie bliżej. Strzepując jego ręce, stanęłam na palcach. Musnęłam ustami kącik jego ust zlizując z niego 'brud'. Wywołało to jego szerszy uśmiech. Ponowiłam czynność na jego policzku i nad ustami stykając górną wargę z moją dolną.
-Jesteś niemożliwa - westchnął chłopak, kiedy się odsunęłam.
Zdążyliśmy jeszcze oglądnąć film, kiedy ktoś do niego zadzwonił i musiał wyjść. Nie dopytywałam się wyciągając dziś od niego za dużo informacji. Cieszyłam się jednak, że powiedział mi o swojej rodzinie i zgodził do nich pojechać. Zamykając dom udałam się do swojego pokoju. Z ciekawości wyciągnęłam dwa stare pamiętniki. Pierwszy był biały i o wiele grubszy od drugiego w kolorze platynowej czerni. W jasnym były zapisane wspomnienia z dobrego okresu w moim życiu. Czarny natomiast zawierał to wszystko o czym chciałam zapomnieć. Nie mogłam ich jednak wyrzucić, bo były częścią mnie. Ostatni skończyłam pisać osiem miesięcy temu i chodź nie dawno, to był to dla mnie odległy czas. Ułożyłam je w centrum mojej biblioteczki nad szafką nocną na najwyższej półce. Chcąc przestać rozmyślać, przebrałam się w piżamę i kładąc, słuchałam muzyki. Kiedy skończyłam napisałam smsa do Christiana.
D: Idę spać. Dobranoc.
Niemal od razu przyszła odpowiedź.
CH: Słodkich snów, kochanie.
Czytając ostatnie słowo uśmiechnęłam się. Zamknęłam oczy i już po chwili zasnęłam.
NIE UWIERZYCIE. JESTEM ZŁA, ZBULWERSOWANA I WŚCIEKŁA. MAM ZAPALENIE PŁUC I NIE MOGĘ WYCHODZIĆ Z DOMU, PRZEZ CO SZLAG TRAFIŁ MOJE WŁOCHY :( POCIESZAM SIĘ TYLKO TYM, ŻE BĘDĘ MOGŁA PISAĆ LEŻĄC W ŁÓŻKU, KIEDY BRACIA BĘDĄ MI USŁUGIWAĆ. EH...
DŁUGI ROZDZIAŁ, CO NIE? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz