sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział VIII

Stałam wpatrując się w oszołomieniu w chłopaka. Jego tatuaż rozprzestrzenił się w krótkim czasie wzdłuż barku po nagim torsie. Zabłyszczał intensywnym kolorem seledynu również jak jego oczy. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Uniosłam rękę, chcąc go dotknąć, ale się odsunął.
-Nie. Nie dotykaj mnie teraz - ostrzegł chłodnym głosem.
Przez bardzo długą chwilę patrzyłam tylko na niego. Kiedy zamknął oczy o nieludzkim kolorze na jego twarzy ponownie pojawiło się wielkie skupienie. Tatuaż stopniowo powrócił do naturalnego, czarnego koloru i zniknął z klatki piersiowej chłopaka. Zatrzymał się dopiero na barku, by pozostać widocznym dla oczu. Versace uniósł powieki i uspokoił oddech.
-To co przed chwilą widziałaś... to ja - powiedział ostrożnie.
Jego twarz wyrażała smutek i napięcie. Zrobiłam chwiejnie krok w jego stronę. Pokręcił głową, żebym tego nie robiła.
-Okłamałem cię, Darlin - powiedział ciszej.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc całej tej sytuacji. Zrobiłam kolejny krok pomimo jego wcześniejszego gestu i znalazłam się tuż przed nim.
-Nie nazywam się tak jak myślisz. Nic o mnie nie wiesz - powiedział, a jego głos się załamał.
Przełknęłam powstałą gulę w gardle. -Więc mi powiedz - poprosiłam.
Moje słowa wywołały u niego zdziwienie. Uśmiechnęłam się sztucznie, a on odchrząknął. Długo się wahał, co mnie niepokoiło.
-Nazywam się Christian Versace. Ten tatuaż... on wcale nim nie jest. To znamię killera. Urodziłem się po to, żeby zabijać i przez wiele lat to robiłem. Jeżeli chcesz wiedzieć... używałem do tego zwykłej broni, zamiast tego przekleństwa. Od trzech lat przyjmuję zlecenia z korporacji polegające na wtopieniu się w otoczenie kryminalistów, dilerów, handlarzy bronią, ludźmi, a także prochami i rozwalam to co stworzyli puszkując albo zabijając największe szychy. Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyłaś... w tym lesie... wykonywałem swoją robotę, a ten koleś zasłużył na kulkę.... Cholera, nawet nie wiem, co mam ci powiedzieć... - wyszeptał przymykając oczy.
Byłam w szoku przez dłuższą chwilę. W końcu jednak doszłam do wniosku, że lepsze to niż żeby naprawdę należał do jakiegoś gangu. Martwiłam się o niego i naprawdę zależało mi na tym, żeby znowu się uśmiechał. Był prawdziwym Versacem. Zbliżyłam się jeszcze o pół kroku i przytuliłam go oplatając jego szyję rękoma. Wyczuwałam w nim napięcie. Po chwili się przełamał i przylgnął do mnie całym ciałem, oplatając ramionami.
-Cholera - rzucił.
Odsunęłam głowę od jego ramienia i spojrzałam na niego pytająco. Posłał mi słaby uśmiech.
-Myślałem, że będziesz próbowała uciec z krzykiem, a ja będę musiał cię zatrzymać - wytłumaczył.
Wyobraziłam to sobie i mimowolnie zaczęłam się śmiać. Jego oczy pojaśniały nieco.
-Masz piękny śmiech - stwierdził z nutką powagi.
Nie lubiłam komplementów. Mogłam się założyć, że na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Możemy przejść gdzieś indziej, żeby porozmawiać? - zapytałam nieśmiało.
Uśmiechnął się i biorąc moją dłoń zaprowadził mnie do biurowego pomieszczenia. Odsunął pod okno główny fotel i wskazał na niego, żebym usiadła. Tak też zrobiłam. On natomiast przysiadł naprzeciwko mnie na blacie biurka.
-Mogę o coś zapytać? - wypaliłam niemal od razu.
Uśmiechnął się i oparł rękami po obu stronach ud.
-Po to cię tu przyprowadziłem - wzruszył ramionami.
Ucieszyłam się w duchu, że znowu traktuje mnie jak prawdziwy on i nie przywdziewa maski. Jego włosy były w nieładzie, ale i tak wyglądał nieziemsko. Kolor jego tęczówki całkowicie wrócił do normalnej barwy czekolady, a kącik ust unosił się w pół uśmiechu. Zdałam sobie sprawę, że nadal był bez koszulki, a jego umięśniony tors wbrew mojej woli przyciągał wzrok. Opanowałam jednak chęć spuszczenia wzroku, choć miał na sobie tylko szare rurki ponad którymi wystawały jakieś markowe, czarne bokserki. Zbeształam się za wpatrywanie w niego.
-Co miałeś na myśli mówiąc, że nie używasz... tego... - zaczęłam niepewnie.
-Przekleństwa? - dokończył za mnie nie zmieniając wyrazu twarzy.
Uśmiechnęłam się przepraszająco na co zareagował westchnięciem.
-Kiedy się już przemienię mam nadludzką siłę... Nigdy jej w pełni przeciw nikomu nie wykorzystałem i nie mam zamiaru - odpowiedział.
-W pełni? - wypowiedziałam swoją myśl na głos.
-Jest więcej takich, jak ja. Kiedyś regularnie się ze sobą spotykaliśmy i ćwiczyliśmy przemieniając się, testując siłę czy wytrzymałość naszych ciał - kolejny raz wzruszył ramionami.
Uśmiechnęłam się pewniej. Byłam zdziwiona, że przyjmuję to wszystko z takim opanowaniem. W końcu czy ktoś kiedyś słyszał o nadludzkich mocach i widział, jak wygląda człowiek posiadający je? A może ja po prostu zwariowałam, że tak małostkowo mnie to obchodziło?
-Jak mam do ciebie mówić? - zadałam kolejne pytanie, które widocznie pozbawiło go humoru.
Przeklęłam się za nie w duchu.
-Jak chcesz. Możesz dalej mówić do mnie Justin, jeżeli tak jest lepiej - powiedział minimalnie zaciskając mięśnie szczęki.
Zdecydowałam się na ruch, nad którym wczoraj intensywnie myślałam. Odetchnęłam cicho i podeszłam do niego. Dłonią uniosłam jego brodę tak, że znajdowaliśmy się na tym samym poziomie. W jego oczach dostrzegłam ciekawość i wyczekiwanie. Moje serce znacznie przyśpieszyło. Powoli złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku. Chłopak zesztywniał, więc chciałam się odsunąć, ale mi na to nie pozwolił. Obejmując mnie lewą ręką w pasie i przyciągając do siebie, oddał pocałunek. Z początku był on delikatny. Oparłam obie dłonie na jego torsie, a wtedy on przeniósł prawą rękę na mój policzek. Jego usta wpijały się teraz zachłanniej, niemal rozpaczliwie. Jeżeli myślałam, że wcześniej moje serce przyśpieszyło to teraz galopowało jak stado zwierząt. Chłopak przenosząc swoje ręce niżej uniósł mnie i nie przestając całować zaniósł do swojego pokoju. Położył mnie jak najdelikatniej na łóżku cały czas nie odsuwając się od mojej twarzy. Znajdował się nade mną i mimo, że była to krępująca sytuacja, wcale tak tego nie odczuwałam. Przenosząc rece na mój odsłonięty brzuch desperacko poprosił o dostęp do moich ust. Nie wiem jak to się stało, ale już po chwili nasze języki toczyły zażartą walkę. Jedną rękę wplatałam w jego włosy, a drugą opierałam na ramieniu. Nagle odsunął się ode mnie. Kiedy otworzyłam oczy oboje łapczywie łapaliśmy powietrze. Na jego twarzy malowała się ulga, jednak jego oczy płonęły pożądaniem.
-Musimy przestać, bo jak tak dalej pójdzie to nie będę w stanie się powstrzymać - wydyszał jednoznacznie.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie miałam zamiaru zaciągnąć go do łóżka. Na jego twarzy też pojawił się uśmiech. Pocałował mnie w czoło i zszedł z łóżka. Oparłam głowę na poduszce zastanawiając się, gdzie poszedł. Nasłuchując zorientowałam się, że ubrał coś na siebie. Dostrzegłam jego posturę w nogach łóżka, więc spojrzałam na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, co sprawiło, że po moim ciele przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Znałam ten rodzaj maskowania, był wściekły. Kiedy dotarło do mnie, że patrzył na mój odsłonięty brzuch, natychmiast naciągnęłam sweter. Nie mogąc nic więcej zrobić zasłoniłam oczy dłonią.
-To jego sprawka? - zapytał po chwili chłopak.
Przez to, że długo nie odpowiadałam pociągnął mnie za kostki na kraniec łóżka i zmusił, żebym usiadła. Przykucnął przede mną i odsunął rękę od mojej twarzy. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Ten skurwiel ci to zrobił? - zapytał ze wstrętem.
Westchnęłam i pokiwałam twierdząco głową. Nie chciałam do tego wracać, ale od przeszłości nie dało się tak po prostu uciec.
-Mogę? - zapytał wskazując na mój brzuch.
Wzdrygnęłam się.
-Christianie... - spojrzałam na niego błagalnie.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek oglądał to paskudztwo. Blizna miała kilkanaście centymetrów i ciągnęła się od lewej strony górnych żeber zatrzymując się zaraz obok pępka. Dlatego od kilku lat nie chodziłam na basen i plażę, kiedy było na niej dużo ludzi. Jedynymi wyjątkami były wieczory, kiedy pływaliśmy w ubraniach. Kiedy ponownie spojrzałam na chłopaka, napięcie zniknęło z jego twarzy.
-W porządku - powiedział.
Wstał i podniósł mnie, ujmując za rękę.
-Jest już po 18.00, a biorąc pod uwagę, że mam szlaban i jestem już spóźniona, mam przechlapane - pożaliłam się.
Chłopak uniósł brwi oczekując wyjaśnienia.
-Jason podrzucił mi papierosy przed wyjazdem w pokoju i mama je znalazła - rzuciłam.
Posłał mi współczujący uśmiech.
-Odwiozę cię - polecił się.
Po kilku minutach znaleźliśmy się w jego samochodzie, w którym włączył ogrzewanie.
-Mogę zadać ci pytanie? - usłyszałam.
Odwróciłam się w jego stronę. Jego mina była poważna, co mnie zaniepokoiło. Uśmiechnął się dostrzegając mój lęk.
-Czy to, że mnie pocałowałaś oznacza, że jesteśmy razem? - zapytał naturalnym tonem.
Czułam, że się rumienię. Nie umiałam odpowiedzieć na jego pytanie, więc tylko odwróciłam wzrok. Niemal od razu złapał mnie za brodę, żebym ponownie na niego spojrzała.
-Przepraszam, nie chciałem wprawić cię w zakłopotanie, Darlin - powiedział z zadowoleniem.
Odruchowo przewróciłam oczami, co go rozbawiło. Jego wzrok stał się intensywniejszy.
-Uczynisz mnie szczęśliwym, a wiedz, że uważałem to za pojęcie względne... i oficjalnie zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał.
Dodał do tego pytania trochę komizmu. W jego oczach widziałam jarzące się iskierki nadziei. Wpatrywałam się w niego z mocno bijącym sercem. Opanowałam się po i postanowiłam udzielić mu odpowiedzi. Moja podświadomość krzyczała we wszystkich możliwych językach 'tak'.
-Chętnie - odpowiedziałam udając zwyczajność.
Zaobserwowałam jak wypuszcza przez usta wstrzymywane powietrze i schodzi z niego wcześniej niewidoczne napięcie. Uśmiechając się do mnie pogłaskał mnie po policzku. Jego dotyk sprawiał, że chciałam go więcej i częściej. Odpalił auto i ruszył nim dość szybko. Tachając się chwilę wcisnęłam przycisk na nowoczesnym urządzeniu mp3. Nie spodziewałam się, że na liście utworów Christiana znajdzie się Rihanna śpiewająca Diamonds. Spojrzałam na niego i dostrzegłam na jego ustach drobny uśmiech. Pogłośniłam i poprawiając się na siedzeniu zaczęłam cicho nucić.
-Nie obraziłbym się, gdybyś zaśpiewała głośniej - powiedział przy kolejnej piosence.
Zamilkłam jak na zawołanie i uśmiechnęłam się. Do mojego domu jechaliśmy w przyjemnym milczeniu. Kiedy zaparkował na podjeździe wyłączyłam odtwarzacz.
-Jeżeli chcesz to mogę iść z tobą i wytłumaczyć twojej mamie to spóźnienie - zaproponował Christian biorąc moją rękę i splatając jej palce ze swoimi.
Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam.
-A jakbyś jej to wytłumaczył? - zapytałam będąc ciekawa.
-Mógłbym jej powiedzieć, że pozbawiłem cię wolności i przestrzeni osobistej na ściśle nieokreślony czas i że będę to robił częściej - odpowiedział szczerząc się.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Co będziesz jutro robić? - zapytał.
Zamyśliłam się. Miałam już plany na jutro.
-Piec ciasteczka z mamą. Spędziłyśmy pół dnia na samych ciastach i postanowiłyśmy, że dokończymy jutro. Jeżeli chcesz to możesz się przyłączyć - powiedziałam.
-Nie znam się na pieczeniu - wyznał z uśmiechem.
-Nauczę cię, jeśli tylko chcesz - zaproponowałam.
-O której zaczynacie? - zapytał puszczając mi perskie oko.
Posłałam mu największy uśmiech na świecie.
-Bądź o 12.00 - powiedziałam.
Ścisnął mocniej moją rękę i nachylił się, żeby delikatnie mnie pocałować.
-Dobranoc - wyszeptał tuż przy moich ustach.
-Dobranoc - odpowiedziałam.
Wygramoliłam się z samochodu i wbiegłam na ganek. Weszłam do domu nie oglądając się za siebie. Ściągnęłam buty i kurtkę, ruszając do salonu. Na kanapie siedział przyjaciel mamy, a ona spała głową na jego kolanach, przykryta kocem. Zamurowało mnie. Posłałam słaby uśmiech Patrickowi i gestem pokazałam mu, że idę na górę. Odwzajemnił uśmiech będąc nieco zmieszanym. Wbiegłam na piętro po schodach i zamknęłam się w pokoju. Zapaliłam światło i przebrałam się w piżamę. Zmyłam makijaż i na powrót gasząc światło położyłam się do łóżka. Odblokowałam telefon i wysłałam smsa do Christiana.
D: Jak dotrzesz do domu, odpisz.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Spojrzałam na ekran.
CH: Coś się stało, skarbie?
D: Nie, wszystko w porządku. Chciałam się tylko upewnić, że dotrzesz do domu.
CH: Czy ty właśnie się o mnie martwisz? Z tego co pamiętam życzyłem ci dobrej nocy, więc dlaczego nie śpisz?
D: Owszem, martwię się. Zaraz pójdę spać.
CH: Nie masz o kogo. Kolorowych snów Darlin.
D: Gdybym nie miała o kogo to nie poświęcałabym ci czasu. Dobranoc Christianie.
Odłożyłam komórkę i przymknęłam powieki. Odpłynęłam dopiero po godzinie ze względu na dzisiejsze przeżycia.
KOLEJNY ROZDZIAŁ. BYŁ O WIELE DŁUŻSZY, ALE SIĘ NIE ZAPISAŁ I MUSIAŁAM DZIAŁAĆ OD NOWA... FRUSTRUJĄCE. W PONIEDZIAŁEK PRAWDOPODOBNIE BĘDĘ WE WŁOSZECH NA CAŁE FERIE I NIE BĘDĘ MIAŁA CZASU PISAĆ. BĘDZIE TO DŁUGA PRZERWA, ALE JESZCZE NIC NIE WIADOMO. CZEKAM NA ZGODĘ MAMY ;) MIŁEGO CZYTANIA I WIECZORA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz