sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział VI

Otworzyłam oczy. Versace patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy. Zmarszczyłam czoło.
-Nie krzyczysz i nie chowasz się pod kołdrę? - zapytał nie kryjąc rozbawienia.
Nadal obejmował mnie ramieniem, ale się nie odsuwałam.
-Nie, dlaczego? - zapytałam.
Patrzyłam cały czas w jego oczy. Były duże w kolorze czekolady i ładnie błyszczały.
-W filmach kobiety tak robią, żeby mężczyźni nie widzieli ich rozespanych i bez makijażu - wytłumaczył.
Uniosłam odruchowo jedną brew. Uniosłam z wysiłkiem obie dłonie osłaniając się nimi.
-Aa! Nie patrz na mnie, jestem nieuczesana i niepomalowana - powiedziałam sarkastycznie.
Zaśmiał się gardłowo. Był to przyjemny dźwięk, więc się uśmiechnęłam. Chłopak położył się na plecach nie puszczając mnie.
-Dlaczego to nie może być takie proste? - zapytał wbijając wzrok w sufit.
Przeniosłam ciężar ciała na prawy bok i oparłam się na łokciu. Chciałam widzieć wyraz twarzy swojego rozmówcy.
-Co? - zapytałam delikatnie strącając jego rękę z mojej talii.
Przymknął oczy i długo nie odpowiadał. Mogłam wtedy dowoli przyglądać się idealnym rysom jego twarzy, jednodniowym zaroście na szczęce i pełnym ustom. Cholera dlaczego patrzenie na niego było taką przyjemnością? Czemu w ogóle podobał mi się w taki sposób?
-Relacje z rodziną, leczenie raka, stosunki zawodowo-prywatne i... ty? - powiedział w końcu.
Ponownie zmarszczyłam czoło. Nie panowałam już nad tym odruchem.
-A co ja ci takiego zrobiłam? - zapytałam z oburzeniem.
Moje pytanie wywołało na jego twarzy lekki uśmiech. Westchnął patrząc mi w oczy. W tym spojrzeniu widziałam zirytowanie i... smutek.
-Jeszcze nie wiem - stwierdził.
Zaśmiałam się nerwowo i opadłam na łóżko. Nie wiem ile czasu leżeliśmy tak bez słowa.
-O czym myślisz? - zapytał w końcu Versace zmieniając pozycję na siedzącą.
-O tym co powiem Jasonowi - odpowiedziałam niechętnie.
-Aż tak bardzo masz przerąbane? - zaśmiał się.
Zmrużyłam oczy co jeszcze bardziej go rozbawiło.
-Trzeba było być grzeczną i słuchać braciszka, a wszystko byłoby w porządku - sprostował.
-Wszystko byłoby w porządku, gdybym nie spotkała jakiegoś dupka w lesie na piątkowej imprezie - poprawiłam go.
Uniósł brwi, a jego oczy w momencie pociemniały.
-Nazywasz mnie dupkiem? - zapytał niedowierzając.
Uśmiechnęłam się potwierdzająco. Miałam teraz gdzieś jego urażone ego. Chciałam go trochę podrażnić.
-A ja się dziwiłem, że jeszcze cię nie zastrzeliłem - powiedział wydymając usta.
W jednym momencie znalazł się na mnie i swoim ciężarem ciała przygwoździł do łóżka. Kładąc ręce na jego twardym brzuchu i uważając na jego ranę, pchnęłam go z całych sił. Nie dało to pożądanego rezultatu, więc po chwili się poddałam.
-Jesteś dla mnie za słaba - uświadomił mnie z zadowoleniem.
-Zejdź ze mnie - powiedziałam.
-Najpierw przeproś za nazwanie mnie dupkiem - rozkazał.
Popatrzyłam na niego gniewnie. Do głowy wpadł mi lepszy pomysł.
-Ale ty nim jesteś - stwierdziłam.
-O nie. Wyciągnę teraz od ciebie te przeprosiny siłą, Darlin - rzucił.
Nagle zaczął mnie łaskotać, a ja dostałam niepohamowanego ataku śmiechu. Wierzgałam całym ciałem, kopałam nogami i ponownie próbowałam go z siebie zrzucić rękoma. Prosiłam, żeby przestał, ale nie słuchał.
-Przepraszam - wydyszałam nie mogąc znieść dłużej tych tortur.
Uśmiechnął się triumfalnie.
-Co powiedziałaś? - zapytał drocząc się ze mną.
-Przepraszam dupku! - krzyknęłam.
Na moment jego dłonie zamarły. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale zrezygowałam z tego rodzaju obrony. Złapałam go za ręce, które były gotowe do kontynuowania tortur. Opuścił je wtedy po moich bokach. W obawie przed kolejnym atakiem nie puszczałam ich. Odetchnęłam z ulgą. Kiedy uspokoiłam swój oddech spojrzałam na chłopaka. Patrzył na mnie wahając się nad czymś. Powiedziałabym nawet, że był rozdarty. Nagle przeniósł wzrok na moje usta. Zamarłam kiedy pochylił się na tyle, że stykaliśmy się nosami. Poluzowałam uścisk na jego nadgarstkach. Ponownie spojrzał mi w oczy. Po prawie zawsze otaczającej go masce nie było śladu. Był bezbronny.
-Mogę? - zapytał cicho.
Patrzyłam na niego wielkimi oczami nie będąc w stanie wydobyć ani słowa. Nie zdając sobie nawet sprawy, że to robię, oblizałam dolną wargę dając mu tym błędną odpowiedź. Powoli i delikatnie musnął wargami moje usta. Przymykając oczy wyswobodził jedną rękę i oparł się na niej, palce drugiej splótł z moimi palcami. Odsunął ode mnie twarz oddychając przez usta.
-Przepraszam, ale trudno mi się przy tobie powstrzymać - powiedział nadal nie otwierając oczu.
Byłam zbyt oszołomiona, żeby dotarło do mnie co mówi. Opamiętując się wyplątałam dłoń z jego uścisku.
-Puść mnie - poprosiłam.
Gwałtownie otworzył oczy i odsunął się bym mogła wstać. Zeskoczyłam z łóżka i zabierając sukienkę, weszłam do łazienki. Ubrałam ją i poprawiłam się w lustrze. Cholera co to przed chwilą było? Nie mogłam poukładać myśli. Versace totalnie namieszał mi w głowie. Biorąc głęboki oddech zeszłam do salonu jak gdyby nigdy nic. Domyśliłam się, że chłopak jest w kuchni. Weszłam tam niechętnie.
-Em... gdzie moja torebka? - zapytałam stając w progu.
Słysząc moje pytanie, odwrócił się w moją stronę. Z jego twarzy odczytałam, że był zły. Oparł się plecami o blat.
-Już wychodzisz? - zapytał od niechcenia.
-Taki mam zamiar. Więc?
Wyszedł z kuchni omijając mnie szerokim łukiem. Po chwili jednak wrócił, niosąc moją torebkę. Złapałam ją prawą ręką, ale jej nie puścił. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
-O co ci chodzi? - zapytałam.
Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę bez słowa i puścił moją własność.
-Odwiozę cię - burknął.
Zdążył wziąć kluczyki ze stołu i ruszył naprzód.
-Nie - zaprotestowałam.
Stanął naprzeciwko mnie. Wydawał się nieco zdezorientowany.
-Dlaczego? - zapytał.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc tylko spuściłam wzrok. Przebywając z nim w jednym pomieszczeniu stąpałam po kruchym lodzie. Nagle przybliżył się do mnie, wyciągając ręce. Cofnęłam się unosząc ręce.
-Nie dotykaj mnie - poprosiłam.
Na moje słowa zastygł w bezruchu.
-Cholera, nie bój się mnie Darlin. Zachowujesz taki dystans z powodu tego pocałunku? Nie planowałem go. Trudno jest mi się przy tobie powstrzymać, ale obiecuję, że już cię nie dotknę. Przepraszam - powiedział szczerze.
A więc był zły, ale na siebie? Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę biorąc głębsze oddechy. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Chciałam się do niego przytulić, ale nie mogłam tego zrobić. Działał na mnie w taki sposób, jak nikt inny. A najgorsze było to, że chciałam tego.
-Nie próbuj za mną iść - ostrzegłam go.
Wyszłam z kuchni i w biegu założyłam buty, opuszczając jego mieszkanie. Szłam szybkim krokiem do domu. Było mi cholernie smutno. Nie tak miało to wyglądać. Odkąd poznałam tego chłopaka w nietypowych okolicznościach nie potrafiłam już panować nad emocjami i łzami. Docierając pod dom wyrzuciłam go z myśli. Miałam się teraz zmierzyć z Jasonem. Wzięłam pokrzepiający oddech i pewnyn siebie krokiem weszłam do domu.
VERSACE POV
W ciągu miesiąca zakończyłem akcję, która miała większą wagę dla moich pobratymców. Trwała ona cały rok i zakończyła się sukcesem. Poznałem obyczaje miejscowego gangu, dowiedziałem się kto tu rządzi i zdobyłem dowody na jego zapuszkowanie. Rozpierdoliłem największe gówno w tym mieście i zemściłem się na Samaelu. Teraz czekał mnie urlop. Postanowiłem posługiwać się prawdziwą tożsamością już zanim miałem wyjechać. Nawet na bankiecie na moją cześć myślałem tylko o dziewczynie, którą miałem zaszczyt poznać. Darlin nieźle zawróciła mi w głowie. Byłem cholernie ciekawy co robi, z kim się spotyka, jak się czuje i czy mnie jeszcze pamięta. Na jej miejscu nie pamiętałbym kolesia, który odstawił teatrzyk z możliwością zabicia jej i rzucił się na nią dwa razy, nie panując nad swoim językiem. Byłem cholernie głupi. Nawet nie zacząłem pakować rzeczy z mieszkania. Już dawno miałem opuścić to miasto i wyjechać gdzieś dalej, ale coś mnie tu trzymało.
Ona, idioto. Jesteś tu dla niej. Możesz jeszcze wszystko naprawić. Spotkaj się z nią. Wytłumacz jej.
Tak nękała mnie moja podświadomość. Wygrała, biorąc nade mną górę.
Chodziłem bez celu po galerii mijając świąteczne promocje. Nie wchodziłem do żadnego ze sklepów dopóki nie dostrzegłem znajomej postury dziewczyny w jednym z nich. Stała do mnie tyłem i rozmawiała przez telefon, drugą ręką dotykając książek na półce przed sobą. Poznałem ją po niskim wzroście i długich, brązowych włosach opadających na jej ramiona i plecy. Miała na sobie idealnie dopasowany kremowy kożuszek,.który sięgał jej nieco ponad kolana. Spojrzałem na jej buty przypominając sobie jej sentyment do białych trampek. Uśmiechnąłem się dostrzegając na jej drobnych stopach czarne traperki za kostkę. Nagle obróciła się tak, że mogłem dostrzec kawałek jej pięknej twarzy. Zaintrygowany wszedłem do sklepu i zakamuflowałem się na jego obrzeżach. Głównie były tu książki i płyty, ale też gry, pluszaki, przybory szkolne i różne inne gadżety. Uniosłem wzrok znad książki, którą oglądałem. Usłyszałem uroczy śmiech Darlin i zobaczyłem jej uśmiech. Niestety było z nim coś nie tak. Nie był szczery, tylko wymuszony, smutny. Coś ścisnęło moje serce.
Teraz. Idź do niej.
Moja podświadomość była niezbyt rozsądna. Byłem pewny, że gdybym do niej teraz podszedł uciekłaby z krzykiem. Pożegnała się i schowała telefon do torebki. Widziałem jak westchnęła podpierając się o półkę. Rozejrzałem się. Kilku chłopaków obdarzało ją zagadkowym spojrzeniem, co mnie rozzłościło. Po chwili wzięła książkę z półki i udała się do kasy znikając z mojego pola widzenia. Minęło sporo czasu zanim zobaczyłem ją wychodzącą ze sklepu. Odczekałem chwilę i ruszyłem za nią, naciągając kaptur kurtki na głowę. Przeszła przez galerię i ruszyła schodami na dół. Następnie skierowała się na podziemny parking. Było już późno i nie za bardzo rozumiałem po co tam idzie. Zmniejszyłem dystans między nami w panującym tam półmroku. Oparłem się o ścianę i wyciągnąłem z kieszeni elektryka z rumowym olejkiem. Zacząłem zaciągać się słodkim dymem obserwując dziewczynę kątem oka. Podeszła do starszej kobiety znajdującej się cztery samochody ode mnie. Mogłem stąd słyszeć urywki ich rozmowy. Dotarło do mnie, że ta kobieta jest prezesem domu kultury. Rozmawiały o dzisiejszym występie muzycznym w miejscowym ośrodku. Po minie rozmówczyni Darlin, widziałem niechęć w jej oczach, kiedy na nią patrzyła. Wiedziałem, że była po prostu zazdrosna. Darlin była piękna, ale przy tym niesamowicie inteligentna i bystra. Obrazowała starożytny motyw kalokagati - piękno zewnętrzne i wewnętrzne. Ciężko to przyznać, ale była... idealna. Sam nie chciałem tego na początku do siebie dopuścić, bo w końcu nie ma ideałów. Dziewczyna grzecznie, ale z dystansem pożegnała kobietę i odeszła dość szybkim krokiem. Miałem dużo czasu do występu, o którym rozmawiały. Zachowując się jak szpieg albo prześladowca upewniłem się, że dziewczyna dotarła bezpiecznie do domu. Sam wróciłem do swojego mieszkania. Ruszyłem do swojego biura, w którym zastałem Taylora trzymającego na kolanach Michaela. Od kilku dni chłopiec czuł się lepiej i chciałem żeby spędził trochę więcej czasu poza szpitalem ze swoim ojcem. Widok jego uśmiechniętej buzi poprawiał mi nastrój. Obydwoje spojrzeli na mnie, kiedy otworzyłem drzwi.
-Christian! - krzyknął uradowany chłopiec.
Taylor spojrzał na mnie przepraszająco, a ja dałem mu znak, żeby nic nie robił. Czuł pewnie zażenowanie, które było w tej chwili nie potrzebne.
-Co słychać, Mickey? - zapytałem kiedy podbiegł do mnie.
Wziąłem gi na ręce, a on przytulił się do mnie. Wiedziałem, że jest to dziwaczny widok dla mężczyzny siedzącego za moim biurkiem. Nigdy nie widział mnie okazującego jakiekolwiek uczucia, choć jego syn mówił swoim rodzicom same dobre rzeczy o mojej osobie.
-Dobrze bawiliśmy się z tatusiem. Gdzie byłeś? - zapytał badając rączkami moją twarz, jak miał w zwyczaju.
Jego ojciec obserwował tą scenę z nieukrytym zaskoczeniem.
-Szukałem prezentu dla pewnego grzecznego chłopca - odpowiedziałem z uśmiechem.
W rzeczywistości dałem już prezenty dla malca i jego matki Taylorowi, ale musiałem wymyślić jakąś gadkę. -My z tatusiem też coś dla ciebie mamy. Leży pod choinką, którą dziś ubraliśmy - powiedział pięciolatek z zadowoleniem.
Posłałem uśmiech jego ojcu, który musiał być teraz w szoku. Lubiłem go, ale oboje trzymaliśmy do siebie dystans. Głównie ze względu na mój wybór.
-Taylor od teraz masz dwa tygodnie wolnego. Wykorzystaj je na spędzenie czasu z rodziną - powiedziałem.
Michael nie słuchał tego będąc zainteresowanym łańcuszkiem na mojej szyi.
-Ale... - zaczął Taylor.
-Nie. To płatny i całkowicie zasłużony urlop. Weź Michaela i jedźcie do domu - poinstruowałem go.
Posłał mi dziękczynny uśmiech, ale nutka zaskoczenia nie schodziła z jego twarzy. Odprowadziłem ich na dół i pomogłem ubrać malucha.
-Dziękuję, panie Versace. Wesołych świąt - powiedział mężczyzna oficjalnym tonem.
-Oraz zdrowych i spokojnych. Pozdrów panią Taylor - odpowiedziałem.
-Oczywiście, panie Versace. Żegnam - rzucił kiwając głową.
-Dowidzenia Christian - pomachał mi chłopiec.
Uśmiechnąłem się do niego, kiedy zniknął za drzwiami. Zamknąłem je na zasuwkę i udałem się do łazienki żeby wziąć prysznic. Trwał on dłużej niż zazwyczaj. Wytarłem ręcznikiem mokre ciało. Ubrałem czarne rurki i czarny tshert z długimi rękawami. Przeczesałem włosy i poczekałem aż same wyschną. Stanąłem przed lustrem z umywalką i umyłem dokładnie zęby. Uniosłem koszulkę za skrawek materiału. Po draśnięciu na kolacji u Samaela nie było ani śladu. Dochodziła 19.30. Zarzuciłem kurtkę i ubrałem czarne air maxy. Mój samochód stał jak zawsze na tym samym miejscu parkingowym. Odpaliłem go i już po kilku minutach jazdy znalazłem się pod miejskim ośrodkiem kultury. Zajmując najwyżej położone miejsce na sali byłem jednym z pierwszych przybyłych. Widziałem jakiś ruch za kurtyną. Rozpiąłem kurtkę i poprawiłem się w siedzeniu. Czekanie zdawało się być wiecznością tylko przez to, że tak bardzo chciałem zobaczyć Darlin. Do godziny 20.00 sala była pełna. Obok mnie siedziały jakieś trzy małolaty, które z pasją chciały zwrócić na siebie moją uwagę. W tym momencie mnie to wkurwiało.
-Przepraszam, wiesz może, kto zaśpiewa pierwszy? - zapytała brunetka kładąc swoją dłoń na moim udzie.
Powstrzymałem odruch, żeby wykręcić jej rękę. Spojrzałem na nią obojętnym wzrokiem.
-Niestety nie wiem - odpowiedziałem chłodno.
Zmieszała się i z przepraszającym uśmiechem zabrała dłoń. Kątem oka dostrzegłem jej naburmuszoną minę. Nagle światła na sali zgasły, a scena rozświetliła się przyćmionym światłem. Tworzyło to niezły nastrój. W jej centrum pojawiła się owa kobieta - prezes z parkingu i powitała zgromadzonych. Miała na sobie obcisłą czerwoną sukienkę z wielkim wcięciem dekoltu. Mężczyźni zapewne pożerali ją teraz wzrokiem. Wygłosiła krótką mowę i życzyła zebranym miło spędzonego czasu. Zniknęła ze sceny pewnym siebie krokiem. Pomyślałem, że nie miała ani odrobiny gracji z tego, co Darlin. Kiedy na scenie pojawił się jakiś zespół i zaczął grać stary rock, rozglądałem się nerwowo po sali. Nigdzie nie mogłem dostrzec dziewczyny, przez którą tu przyszedłem. Po chwili zorientowałem się o co chodziło w tych występach. Kolejni uczestnicy śpiewali po jednej piosence, a jurorzy przyzwalali zaśpiewać kolejne, kiedy ktoś był naprawdę dobry. Na koniec jakiś ważniak miał wytypować najlepszego artystę. Przez godznię siedziałem na swoim miejscu czując coraz większe rozdrażnienie. Po kolejnym wykonawcy nastały brawa. Miał okazję zaśpiewać dwie piosenki. Zniknął, a na jego miejscu pojawił się ktoś inny.
-Nazwisko? - zapytał standardowo przewodniczący jurorów.
-Lightwood - usłyszałem niepewny, dziewczęcy głos.
Gwałtownie przeniosłem swoje spojrzenie na scenę. Stała tam. Mała i bezbronna, ale silna w czarnej, prostej sukience, która podkreślała jej szczupłą talię. Jej włosy otaczały jej twarz i falami spływały na ramiona. Oczy były duże w czystym zielonym kolorze i okalały je długie, gęste rzęsy. Wiedziałem, że z bliska ich kolor nie jest jednolity. Nie uśmiechała się tylko patrzyła przed siebie. Byłem oczarowany jej widokiem.
-Ile masz lat? - zadał kolejne pytanie. -Szesnaście - odpowiedziała.
Jurorzy zamilkli, a tłum wydał ciche pomruki. Może dlatego, że była najmłodszą uczestniczką albo wyglądała na starszą? Nie wiem.
-Co zaśpiewasz? - zadał ostatnie pytanie.
-Stars Dance, Seleny Gomez - odparła.
-Prosimy - rzucił sucho przewodniczący.
Rozbrzmiały pierwsze dźwięki, do których dziewczyna zaczęła się lekko poruszać. Pochłaniałem każde melodyjne słowo z jej ust, a ona pochłaniała zachłannie widownię, czego nie była nawet świadoma. Szybko zapanowała cisza na sali. Wszyscy skupili się na Darlin, która to ignorowała. Wpadłem w trans patrząc na nią i słuchając jej śpiewu. Nim się obejrzałem skończyła wyrażać całą sobą emocje. Nie wiedziałem, że śpiewa i potrafi zrobić coś takiego z tłumem ludzi. Rozbrzmiały brawa, które wydawały się być nieme. Ona jednak się nie cieszyła, co mnie zaintrygowało.
-Zdecydowanie nieźle jak na nastolatkę. Jeżeli potrafisz zaśpiewać coś bardziej sentymentalnego w kontekście wysokości głosu, to daję ci szansę - powiedział bardziej entuzjastycznie prowadzący.
Jego też oczarowała, pomyślała moja podświadomość. Dziewczyna pokiwała głową i uniosła rękę dając tym znak dźwiękowcu. Rozpoznałem melodię piosenki Rihanny - What Now. Dziewczyna zaczęła śpiewać lekko, co pewnie rozczarowało wymagających sędziów. Jednak kiedy doszła do refrenu, gwałtownie zmieniła tonację głosu. Wypadło to nieźle połączone z gestykulacją opanowaną do perfekcji. Gdybym był niemy odczytałbym każdą emocję z twarzy i ciała dziewczyny, które wyrażały tekst piosenki. Widziałem z daleka jak przewodniczący pięciu jurorów zamiera i z niedowierzaniem wpatruje się w Darlin. Czyżby tego ważniaka było w stanie coś ruszyć? Śpiewając refren po raz trzeci przeszyła mnie słowami do głębi. Nawet gdybym nie chciał jej słuchać dotarło by to do mnie jak fala. Wielka, potężna fala tsunami. Poczułem się rozdarty w środku i nawet nie wiedziałem dlaczego. Mogłem tylko na nią patrzeć i siedzieć. Dźwięki się zaostrzyły i dziewczyna wystąpiła bardziej do przodu, śpiewając z większą żarliwością. Jej oczy świeciły od łez, które maskowała. Wiedziałem to, bo zawsze tak robiła zanim szlochała w moje ramiona. Jej ton był niemal oskarżycielski kierując słowa do sędziów. Zdałem sobie sprawę, kiedy skończyła piosenkę, że szybciej oddycham. Zanim usłyszałem brawa, przewodniczący podniósł rękę, żeby je uciszyć.
-Uczyłaś się gdzieś śpiewu? - zapytał po raz pierwszy z zainteresowaniem.
-Nie - odpowiedziała rzeczowo Darlin.
Opanowała z precyzją łzy w oczach. Ale dlaczego w ogóle się tam pojawiły? Zmarszczyłem czoło.
-Nadzwyczajne. Masz coś swojego do zaoferowania Darlin? - zapytał z nadzieją w głosie.
Po raz pierwszy użył jej imienia. Pewnie wyczytał je w karcie. Musiała na nim zrobić niesamowite wrażenie, że zmienił tak swoje nastawienie.
-Owszem - odpowiedziała.
Dostrzegłem jego uśmiech, który jej posłał. Usiadł na swoim miejscu, zachęcając ją do kontynuowania. Była pierwszą osobą, której pozwolili na trzecią piosenkę. Wyczekiwała na dźwięki piosenki świdrując wzrokiem ludzi na widowni. Zapragnąłem, żeby to na mnie spojrzała. Nie stało się tak jednak. Melodia, która się pojawiła była delikatna. Po chwili dołączył do niej głos z małą chrypką. Ta piosenka była bardzo dobra, wiedziałem to. W pierwszej zwrotce pojawiły się słowa: myślą, że jestem za młoda, żeby go kochać. Reszta była dziwnie od tych słów daleka. W refrenie natomiast zawarła cały smutek. Jednak dalej nie rozumiałem dlaczego się nie uśmiecha. Kiedy ponownie skończyła śpiewać, ważniak popatrzył na nią przygryzając wargę. Kiwnął jej głową na wznak, a ona zeszła ze sceny. Kiedy pojawiły się na niej kolejne osoby, zerwałem się ze swojego miejsca i ruszyłem do wyjścia. Poza salą jarzyło się oślepiające światło i musiałem przyzwyczaić do niego oczy. Skręciłem w stronę korytarza, gdzie znajdowało się pomieszczenie za sceną. Powinna tam teraz być. Wszedłem tam i rozglądnąłem się pośród około kilkudziesięciu osób. Przemierzyłem szybko cały pokój, ale nigdzie jej nie było.
-Wiesz może, gdzie jest Darlin Lightwood? - zapytałem tlenionego blondyna.
Zmierzył mnie niepewnie wzrokiem, a później wskazał głową na wyjście ewakuacyjne. Zmarszczyłem brwi i wyszedłem na zewnątrz w podanym kierunku. Na dworze panowała zawieja śnieżna. Dostrzegłem materiał jasnego kożuchu, znikający za zakrętem. Ruszyłem szybkim krokiem za jego śladem zapinając kurtkę i zarzucając kaptur na głowę. Wychodząc z zaułku upewniłem się, że to ona. Zwolniłem kroku śledząc jej drobną sylwetkę. Po chwili zatrzymała się przed ksiażkawiarnią i do niej weszła. Byłem tam kiedyś. W środku jest ciepło i przyjemnie, a jedynym światłem są białe świeczniki. Bez zastanowienia wszedłem do środka i zrzuciłem kaptur, ściągając kurtkę.
-Dobry wieczór - przywitała mnie baristka za ladą.
Kiwnąłem jej grzecznie głową, przeszukując wzrokiem pomieszczenie. Było tu sporo ludzi, więc dopiero po długiej chwili znalazłem dziewczynę. Siedziała na obrzeżach w kącie i przyglądała się jakiejś książce. Wahając się stanąłem naprzeciwko niej opierając się o krzesło. Kiedy podniosła na mnie swój wzrok coś zakuło mnie w sercu. Zmarszczyła brwi i przez dłuższą chwilę przyglądała mi się w milczeniu. Miałem sucho w gardle, więc odchrząknąłem.
-Mogę? - zapytałem wskazując na krzesło.
Widziałem jak się waha. Po chwili jednak pokiwała twierdząco głową.
-Co tu robisz? - zapytała odkładając książkę.
Jej ton był beznamiętny jak i nastawienie. Gdzie zniknęła uczuciowa dziewczyna ze sceny?
-Przyszedłem za tobą - odpowiedziałem wzruszając ramionami.
-Cappuccino z mlekiem - powiedziała z uśmiechem.
Dopiero teraz dostrzegłem baristkę patrzącą na mnie nachalnie. Spojrzałem na nią gniewnie, przez co się zmieszała.
-To samo - rzuciłem, a ona odeszła zapewne zawstydzona.
-Widzę, że nie zmieniłeś nawyków zachowywania się jak ostatni dupek, nawet w miejscu publicznym - skomentowała.
Jej słowa zbiły mnie z tropu.
-Dlaczego się tak zachowujesz? - zapytałem.
Rozciągnąłem ramiona kładąc ręce na stoliku. Spojrzała na nie, a moje mięśnie odruchowo się spięły. Chyba to zauważyła. Nie odpowiedziała na moje pytanie tylko błąkała wzrokiem po sali. Narastała we mnie irytacja wywołana bezsilnością. Przysunąłem się bliżej przypadkowo ocierając się kolanem o jej udo. Cofnęła szybko nogi jak oparzona. Obdarzyła mnie wzrokiem, który wyrażał złość.
-Posłuchaj, Darlin. Przepraszam za wszystko, co zrobiłem i czym cię uraziłem - powiedziałem.
Oczekiwałem jakiejś reakcji, ale nic nie zobaczyłem. Nadal na mnie patrzyła jak na jakiś denny obraz. Poczułem się jak nic nie warty śmieć. Zabrała mi całą pewność siebie. Baristka postawiła na stoliku dwie filiżanki i równie szybko odeszła.
-Wszystko, co zrobiłeś wcale mnie nie uraziło - powiedziała upijając łyk gorącego napoju.
Otworzyłem szerzej oczy. Znowu mnie zaskoczyła. Na mojej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
-Nawet to, jak wepchnąłem cię do jeziora? - zapytałem.
Mimowolnie kącik jej ust też się uniósł. Spuściła wzrok na moje dłonie. Uznałem to za coś dziwnego.
-Więc nie jesteś na mnie zła? - nie dawałem za wygraną.
Uniosła na moment brwi nie zmieniając punktu zaczepienia swojego spojrzenia.
-Jestem zła tylko na siebie - powiedziała.
Po tych słowach rozluźniłem się nieco. Zastanowiła mnie jej odpowiedź.
-Po co w ogóle mnie śledziłeś? - zapytała.
-Przyciągnęłaś mnie do siebie już na tamtej imprezie, ale zignorowałem chęć zagadania do ciebie. Kiedy zobaczyłem cię w lesie chyba ucieszył mnie twój widok. Sam nie wiem, co wtedy czułem. Później okazało się, że pragnąłem spędzić z tobą trochę czasu... Zdecydowanie za dużo czasu. Broniłem się przed tym, ale zależy mi na tobie. Nie znałem takiego uczucia i było mi to obce. Ponoć człowiek boi się tego, czego nie zna i nie rozumie, ale jedyny strach, który czułem był o ciebie. Trudno to wytłumaczyć, ale dalej nie rozumiem, co mi zrobiłaś Darlin- powiedziałem na jednym wydechu.
-To nie ja cię pocałowałam - wybuchnęła głośniej niż chciała.
Kilka osób zwróciło na nas swoją uwagę, a dziewczyna spłonęła rumieńcem. Westchnęła i wstała, zarzucając na siebie kożuch. Uprzedzając jej ruchy zrobiłem to samo i po chwili znaleźliśmy się na zewnątrz.
-Dlaczego wciąż za mną łazisz? - syknęła nie oglądając się.
Śnieg sypał coraz nachalniej i trudno było cokolwiek dostrzec, kiedy wpadał prosto do oczu. Dziewczyna ruszyła przez pasy, kiedy zza zakrętu wyłoniła się ciężarówka. Kierowca był już blisko i nie zdążyłby wyhamować w tych warunkach. Zaczął trąbić, kiedy Darlin się obejrzała. Stała jak wmurowana pod wpływem szoku. Wezbrała we mnie adrenalina. Doskoczyłem do niej i obracając w swoją stronę mocno pociągnąłem w tył. Zrobiłem to zbyt szybko i poślizgnąwszy się na lodzie upadłem w zaspę, wzbijając w górę trochę puchu. Nawet nie poczułem ciężaru dziewczyny na swoim torsie. Ciężarówka zniknęła, a ja głęboko oddychając czekałem na reakcję dziewczyny. Uniosłem jej brodę tak, żeby mogła spojrzeć mi w twarz. Była przerażona, a łzy błąkały się w jej oczach.
-Wszystko w porządku? - zapytałem podnosząc nas ze śniegu.
Odetchnęła przez usta, a później nerwowo przytuliła się do mnie. Objęła mnie rękami w pasie i schowała twarz na wysokości mojej piersi. Niestety, cholernie mi tego brakowało. Oplotłem ją ramionami i jeszcze mocniej przycisnąłem do siebie.
-Spokojnie, już wszystko dobrze. Nic się nie stało, skarbie - powiedziałem. Byłem na nią zły przez jej nieuwagę, ale nie chciałem tego okazać. Chciałem, żeby poczuła się bezpiecznie. Po długiej chwili odsunęła się i spojrzała na mnie.
-Przepraszam, Versace - wyszeptała ze łzami w oczach.
Zadbałem o to, żeby się uspokoiła i odwiozłem ją do domu odnajdując samochód pod ośrodkiem kultury. Kiedy dotarłem do swojego mieszkania odczytałem wiadomość, która przyszła na.mojego iPhona.
DARLIN: WSZYSTKO OKEJ. DZIĘKUJĘ I DOBRANOC.
Uśmiechnąłem się i po zastanowieniu odpisałem.
JA: JEŻELI ZNAJDZIESZ JUTRO CZAS TO OD 16:00 JESTEM DOSTĘPNY W SWOIM MIESZKANIU. MUSZĘ CI COŚ POWIEDZIEĆ. DOBRANOC.
Musisz jej w cholerę powiedzieć, sprostowała moja podświadomość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz