-Taylor je przywiózł - odpowiedział spokojniej.
Był widocznie rozluźniony. To dobrze. Byłam ciekawa kim był ten cały Taylor, który odwalał za niego robotę. Kiedy wsiadłam do samochodu, odpalił je i ruszył.
-O której kończysz jutro szkołę? - zapytał.
Spojrzałam na niego. Znowu przybrał bez emocjonalną maskę. Postanowiłam odpowiedzieć.
-O 15.00.
Uniósł na moment brwi.
-Przywiozę ci sukienkę i podwiozę do domu. Ubierzesz coś ładnego, a o 18.00 wezmę cię na kolację - powiedział bezceremonialnie.
-Co? - popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-To co słyszysz. Mam kolację z szefem i kazał mi kogoś przyprowadzić - wzruszył ramionami.
-Odpada. O 15.30 mam prezentację drużyn - zaprotestowałam.
Zamyślił się na chwilę.
-W takim razie pójdę na nią z tobą, a później się zawiniemy - powiedział.
Cholera, ale się wkopałam.
-Co to za prezentacja? - zapytał po chwili.
-Hokejowa, naszego rocznika.
Akurat zatrzymał się pod moim domem.
-Grasz w hokeja? - zapytał obdarzając mnie zdziwionym spojrzeniem.
-Już nie - odpowiedziałam niechętnie.
-Więc po co to? - dopytywał się.
Westchnęłam.
-Będzie tam jakiś dziany koleś, który zostanie sponsorem o ile mnie tam zobaczy. Zauważył mnie ponad rok temu na lodzie i coś mu odbiło. Biorę udział w tym przedstawieniu tylko ze względu na trenera i chłopaków. Klubowi przyda się dodatkowa kasa - wytłumaczyłam.
-Czemu przestałaś grać? - zadał kolejne pytanie.
O nie, tylko nie to. Poczułam silną frustrację, złość i smutek na raz. Nie chciałam o tym rozmawiać.
-Bo tak - wysyczałam.
Zaśmiał się sztucznie.
-Okej, do jutra - powiedział, kiedy wysiadałam.
-Na razie - rzuciłam idąc w stronę domu.
Wiedziałam, że odprowadził mnie wzrokiem. Trzasłam drzwiami i zsunęłam buty z nóg. Chciałam iść do swojego pokoju, ale na drodze stanął mi brat. Widząc go moja złość przerodziła się we wściekłość.
-Czego chcesz? - wydarłam się.
-Od wczoraj twoja koleżanka to Versace? - zapytał jeżąc się.
Otworzyłam szerzej oczy. Myśląc o komizmie tego wszystkiego wybuchnęłam gromkim śmiechem. Nie spodobała mu się ta reakcja.
-Cóż nie poznałam jeszcze Donatalli i Allegry wbrew podejrzeniom Rosalie - powiedziałam naturalnie.
Jason milczał. Wiedziałam, że zastanawia się nad moimi słowami.
-A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich histerycznych gadek spowodowanych pieprzoną troską mojej przyjaciółki - wyrecytowałam. -Hej, Darlin! Tylko bez przekleństw - zawołała urażona mama.
Wyglądała na nas z progu salonu.
-Przepraszam - bąknęłam.
Pokiwała głową i uśmiechnęła się ciepło.
-Koniec z nocnymi schadzkami, masz dopiero 16 lat - dodała ostrzegawczo i zniknęła w salonie.
Skąd u niej nagle tyle asertywności? Zmarszczyłam czoło, nie podobało mi się to. Po chwili zorientowałam się w przyczynie tego postanowienia. Podniosłam swój zabójczy wzrok na Jasona. Uśmiechał się triumfalnie. Teraz kipiałam ze złości. Z całych sił pchnęłam go w tył i ruszyłam do swojego pokoju. Wzięłam długi prysznic i ubrałam piżamę. Do końca dnia nie schodziłam na dół. W między czasie tylko mama przyniosła mi obiad. Nadrobiłam lekturę i obowiązki szkolne. Wzięłam też telefon i napisałam Rosalie niezłą wiązankę wyrzutów. Dzwoniła do mnie i pisała, ale celowo nic z tym nie robiłam. Około 21.00 zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz