Niepewnym krokiem podeszłam do Jasona wlokąc za sobą walizkę na kółkach. Jego mina była zacięta i poważna. Stanęłam krok przed nim czując między nami ogromny dystans. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, a wtedy na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przytulił mnie, podnosząc do góry.
-Tęskniłem, Plastusiu - powiedział w moje włosy.
-Za swoimi papierosami? - wypomniałam mu, co zrobił przed wyjazdem.
Zaśmiał się, a ja odpuszczając, przewróciłam tylko oczami. Wyszliśmy z lotniska, wsiadając do granatowego audi. Przez całą drogę rozmawialiśmy zmniejszając nasz dystans. Jason pomógł mi się rozpakować w małym domku na obrzeżach miasta. Miałam swój własny pokój, który był o wiele mniejszy od tamtego, ale przytulny. Około 18.00 zjedliśmy kolację w restauracji. Mój brat znowu się uśmiechał, a ja mimo tęsknoty za Versacem, byłam szczęśliwa. Codziennie spędzał ze mną każdą wolną chwilę. Przerwami były godziny, w których pracował w warsztacie. Chodziliśmy do kina, gotowaliśmy, jeździliśmy na snowboardzie, graliśmy w hokeja na miastowym lodowisku, dobrze się bawiąc. Tak spędziłam z nim dwa tygodnie. Czasami, kiedy Jason miał nocną zmianę wpadałam w depresyjny humor. Myślałam o Christianie i jego ostatnim zachowaniu. Nie mogłam go jednak zrozumieć. Obiecałam sobie, że jeżeli wrócę i nie zmieni swojego nastawienia, to będę zmuszona poruszyć ten temat bez względu na jego sprzeciw. Mój brat na razie nie zamierzał wracać. Podobało mu się tu, a raczej ktoś. Była to wysoka, zgrabna blondynka, którą przedstawił mi przed wyjazdem. Wydawała się być nieśmiała, ale miła. Powrót samolotem przeżyłam w nie małym stresie. Kiedy wyszłam z lotniska od razu włączyłam telefon. Zero powiadomień i nigdzie Christiana. Westchnęłam. Na parkingu dostrzegłam znany mi samochód.
-Darlin! - krzyknęła moja mama.
Podeszłam do niej i lekko ją przytuliłam, obdarzając lekkim uśmiechem. Pomogła mi spakować walizkę do bagażnika i pojechałyśmy do domu. Była 17.00 kiedy skończyłam brać prysznic. Wcześniej nie mogłam tego zrobić, bo musiałam opowiedzieć swojej rodzicielce co u Jasona i jak minęły mi ferie. Ubrałam jasne, obcisłe dżinsy, biały tshert i czarną, klubową bluzę z CCM'u. Uwielbiałam ją mimo tego, że nie powinnam już jej nosić. Przecież skończyłam z graniem. Wyglądała ona nieco jak baseballówka i nie obeznani ludzie na pewno nie zorientowaliby się, że jest ona z klubu hokejowego. Zeszłam do kuchni w celu zjedzenia czegoś słodkiego. Mój telefon nadal milczał.
-Oh, skarbie. Pewnie martwisz się, bo Christian do ciebie nie zadzwonił? Zapomniałam ci powiedzieć, że jest w szpitalu i nie przyjedzie dzisiaj - odezwała się mama, wyjmując naczynia ze zmywarki.
Otworzyłam szerzej oczy. Natychmiast zrezygnowałam ze słodkości. Ubrałam swoje traperki choć nie było już śniegu i sportową kurtkę.
-Darlin, zaczekaj! - krzyknęła za mną, kiedy zamykałam drzwi.
Szłam szaleńczym pędem chcąc jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Byłam przerażona niewiedzą. Powtarzałam sobie w głowie, że Christian jest bezpieczny. Było to paranoiczne, ale przecież nie wiedziałam co mu jest. W moim gardle pojawiła się wielka gula, która rosła z każdym kolejnym krokiem. Przed celem byłam w jakiś kwadrans. Odetchnęłam, łapczywie łapiąc powietrze. Drzwi wejściowe się rozsunęły, a wtedy ja tam weszłam. Musiałam ominąć jedno piętro, żeby dostać się do głównej recepcji. Chciałam już podejść do starszej kobiety z dużymi binklami na nosie, histerycznie pytając się o Christiana Versace, ale coś mnie zatrzymało. Stanęłam w pół kroku i skierowałam swój wzrok na krzesła w recepcji. Właśnie na jednym z nich dostrzegłam swojego chłopaka. Siedział, opierając łokcie na kolanach i rękoma zakrywając twarz. Podbiegłam do niego i przykucnęłam przed nim. Kiedy go dotknęłam, odsłonił swoją piękną, zmęczoną i smutną twarz. Podniósł na tyle głowę, żebym mogła mu spojrzeć w zapłakane, ciemne oczy. Coś ścisnęło moje serce.
-Co się stało, Christianie? - wyszeptałam.
Głęboko oddychałam, nie mogąc uspokoić swoich nerwów.
-Michael - odpowiedział tylko ochrypniętym i łamiącym się głosem.
Pamiętałam małego chłopca z oddziału onkologicznego. Christian tak troskliwie się nim wtedy zajmował. Orientując się, że chłopiec odszedł, a mój chłopak jest na skraju załamania depresyjnego, zrobiło mi się słabo. Pozwoliłam wstać mojemu aniołowi, odsuwając się o krok. Niemal od razu wtulił głowę w zagłębienie mojej szyi, a ja mocno go objęłam. Gładząc go uspokajająco po plecach, czułam jego twarde, napięte mięśnie. Wiedziałam, że zaraz się rozluźni. Mimowolnie moje oczy zaszły mgłą. Czułam jak chłopak cierpi z powodu straty małego szkraba, na którą nie miał nawet wpływu.
-Chodźmy, Christianie - powiedziałam cicho.
Nie było sensu tu tak trwać w nieskończoność. Nawet nie wiedziałam ile tu przesiedział. Bez sprzeciwu ruszył do wyjścia, trzymając się mnie kurczowo. Bez problemu sam odnalazł samochód.
-Jesteś pewny, że możesz prowadzić? - zapytałam spoglądając na niego.
Jego oczy od tamtej chwili jeszcze bardziej pociemniały i były puste.
-Tak - rzucił, otwierając mi drzwi.
Pospiesznie wsiadłam, a on dołączył do mnie po krótkiej chwili. Odpalił samochód i o dziwo nie odjechał z piskiem opon. Prowadził nienaturalnie ostrożnie, skupiając całą uwagę na drodze. Kiedy zatrzymał się pod moim domem, osłupiałam.
-Myślałam, że zawieziesz mnie do siebie - powiedziałam odwracając głowę w jego stronę.
Zaciskał ręce na kierownicy. Po chwili obdarzył mnie swoim spojrzeniem.
-Nie dzisiaj - stwierdził oschle.
-Ale... - zaczęłam.
-Idź do domu - warknął agresywnie, przerywając mi i patrząc na mnie gniewnie.
Moje serce podskoczyło do gardła, a łzy natychmiast pojawiły się w oczach. Przestraszył mnie tym wybuchem. Nie byłam w stanie nawet drgnąć, czując nieprzyjemne dreszcze po całym ciele. Jedna ze słonych kropli spłynęła po moim policzku. Versace westchnął, a jego gniewny wzrok przeistoczył się w smutek.
-Darlin, ja... - zaczął po chwili spokojnym głosem.
-Nie - przerwałam mu płaczliwie.
Jego wzrok był teraz przerażony i przeszywał mnie na wylot. Christian uniósł dłoń, żeby mnie dotknąć. Odsunęłam się jak najdalej, kręcąc głową. Chłopak anulował gest, a wtedy ja pospiesznie wysiadłam. Idąc w kierunku domu słyszałam wiązankę histerycznych przekleństw, dobiegających z samochodu. Postanowiłam się nie odwracać. Weszłam na werandę i trzaskając drzwiami, wbiegłam do swojego pokoju. Rzucając się na łóżko zaczęłam płakać w poduszkę. MYLIŁAM SIĘ - NIE MIAŁAM KONTROLI NAD VERSACEM.
-Wszystko w porządku, Darlin? - zapytała mama wchodząc do mojego pokoju.
-Nie, zostaw mnie samą - powiedziałam nie odwracając się.
Pierwszy raz widziała mnie w takim stanie, więc pewnie była w szoku.
-Dobrze, skarbie. Gdyby coś się działo to jestem na górze - powiedziała zmieszanym głosem.
Gdy tylko zamknęła drzwi, atak nagłego szlochu nasilił się. Zaczęłam bić rękami w łóżko. Przez długi czas mi nie przechodziło. W końcu opadłam z sił i zasnęłam.
Co ten Christian wyprawia? :o
P.S. żyjecie tam? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz