sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział X

Usłyszałam kilkakrotnie swoje imię. Ze zirytowaniem otworzyłam oczy natychmiast je zamykając przez drażniące światło.
-Darlin obudź się wreszcie - powiedział Christian.
Wydałam cichy pomruk zasłaniając dłonią oczy. Miałam go gdzieś. Wyrwał mnie w końcu ze snu o bardzo wczesnej porze. Poczułam jak łóżko się ugina. Kiedy chłopak znalazł się nade mną wziął moją dłoń z twarzy i przycisnął swoje wargi do moich. Czując jego ciepły oddech oddałam pocałunek. Przeniosłam rękę na jego ramię, a drugą na szyję przyciągając go bliżej. Zaśmiał się, a ja otworzyłam oczy. W jego oczach widziałam figlarne iskierki.
-Która godzina? - wychrypiałam.
-Czwarta - odpowiedział.
Otworzyłam szerzej oczy i zrzuciłam go z siebie, wstając.
-Czy ty właśnie obudziłeś mnie o czwartej nad ranem? - zapytałam.
Opadł plecami na łóżko. Chcąc się zemścić wskoczyłam na łóżko, siadając na niego okrakiem.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam.
-Za dwie godziny jedziemy do Seattle - odpowiedział podpierając się na łokciach.
-J-jak to? - zająkałam się.
-Kiedy ty smacznie spałaś, ja pojechałem odebrać twoją mamę i porozmawiać z nią o tym wypadzie. W każdym bądź razie zgodziła się na 3 dni - powiedział.
Otwarłam usta ze zdumienia. Jak on mógł to tak rozegrać i ją przekonać? Byłam pod wrażeniem.
-Czas tyka, skarbie - powiedział obojętnie.
Jak na zawołanie wstałam i zerwałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic wracając do pokoju w ręczniku owiniętym wokół ciała i drugim na głowie.
-Chyba się nie obrazisz, że już cię spakowałem? - usłyszałam szukając jakichś ciuchów.
-Jak zawsze myślący o wszystkim - burknęłam biorąc czarne jeansy, bokserkę na ramiączkach i niebieski, wełniany, długi swetr na dwa guziki.
-Spakuj mi jeszcze jakieś dwie książki z półki - dodałam odnajdując szarą, sportową bieliznę i ponownie znikając w łazience.
Ubrałam się w rekordowym tempie. Następnie wysuszyłam włosy i potuszowałam rzęsy. Pokazałam gestem, że już jestem gotowa. W odpowiedzi posłał mi uśmiech i wziął moją małą walizkę.
-Uważaj na siebie, kochanie - powiedziała mama wciąż mnie ściskając.
-Mówisz to już trzeci raz mamo - przypomniałam jej.
Uśmiechnęła się przepraszająco.
Ucałowała mnie jeszcze na pożegnanie i uściskała Christiana, co mnie zdziwiło. Na zewnątrz panował mrok. Mój towarzysz otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść do samochodu. Kiedy zajął miejsce obok mnie od razu odpalił auto.
-Nie lubię dżentelmenów - wyznałam przymykając oczy.
Ciągle byłam zmęczona i chciało mi się spać.
-Dlaczego? - zapytał z rozbawieniem.
-Są rozpowszechnionym typem składającym się ze specyficznych zachowań. Poza tym lubię robić podstawowe rzeczy sama - odpowiedziałam.
-Powiedziałbym, że jesteś samodzielna, ale to nie prawda, bo po prostu jesteś uparta - zaśmiał się.
Zignorowałam to wiedząc, że ma rację.
-Przepraszam, że nie jadłaś śniadania i że brutalnie cię obudziłem, ale wynagrodzę ci to - obiecał.
-Nie jestem głodna i gdyby nie fakt, że była czwarta rano podobałaby mi się ta pobudka - stwierdziłam.
-Zapamiętam to, skarbie - powiedział nonszalancko.
Nie otwierając oczu, uśmiechnęłam się.
-Tylko nie zasypiaj - poprosił chłopak, krzyżując moje plany.
-Dlaczego? - zapytałam marszcząc brwi.
-Zrobisz to dopiero w samolocie. Do lotniska już niedaleko - powiedział ściszonym głosem.
-Co?! - krzyknęłam otwierając szerzej oczy.
-Twoja mama mówiła, że będą problemy, ale jakoś nie chciałem wierzyć w to, że boisz się latać - powiedział ze śmiechem.
-Jasne, że... Co z tego, że się boję? - prychnęłam.
-Nic takiego. Po prostu ze mną polecisz - stwierdził.
-Nie - zaprotestowałam.
Właśnie zaczął parkować samochód. Kiedy wyłączył silnik, odwrócił się w moją stronę.
-Nie zmuszaj mnie do tego, żebym siłą wprowadził cię na pokład. Nie masz czego się bać, bo będę przy tobie - powiedział z powagą.
-Ale... - zaczęłam.
-Jeżeli chcesz to odwiozę cię do domu - zaproponował z trudem.
-N-nie. Polecę - zająkałam się.
Posłał mi promienny uśmiech, który dostrzegłam w panującym pół mroku. Przybliżyłam swoją twarz do jego, a on wyprzedzając moje ruchy pocałował mnie delikatnie. Po chwili wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę oświetlonego lotniska. Przełknęłam ślinę. Załatwianie formalności i przejście do samego samolotu trwało dobre dwadzieścia minut. Przez cały ten czas, oprócz przeszukania chłopak trzymał mnie za rękę. Kiedy wyszliśmy tunelem na zewnątrz do samolotu, wstrzymałam na moment oddech. Był biały i ogromny. Tylko tyle, wtedy pomyślałam. Przycisnęłam się bliżej do jego ciała, wchodząc na pokład.
-Spokojnie, kochanie - wyszeptał muskając swoimi miękkimi wargami moje ucho.
Zrobił to specjalnie, żeby rozproszyć mój strach i... udało mu się. Zajęliśmy miejsca na końcu pokładu po lewej stronie. On usiadł pod oknem, a ja obok niego. Pomógł zapiąć mi pasy uśmiechając się przy tym łobuzersko. Przez kolejne minuty moje serce biło jak oszalałe. Znowu się bałam. Przywitała nas stewardesa i po krótkiej mowie zniknęła w kabinie pilotów.
-Christianie - powiedziałam gniewnie, kiedy przenosząc pocałunki z mojej dłoni splecionej z jego, na szyję zaczął ją lekko ssać. Odsunął się tylko ściskając mocniej moją dłoń. Samolot ruszył, a ja przymknęłam oczy. Była to długa męczarnia. Kiedy maszyna wzbiła się w powietrze coś ścisnęło się w moim żołądku. Trwało to długi czas zanim samolot wyrównał lot.
-Wszystko okej? - zapytał z troską w głosie chłopak.
Pokiwałam twierdząco głową i poluzowałam uścisk naszych dłoni. W zasadzie było lepiej.
-Opowiesz mi coś o twojej rodzinie? - zapytałam spoglądając na niego.
-A co chciałabyś wiedzieć? - uśmiechnął się lekko.
-Ymm... Czym zajmują się twoi rodzice?
-Ojciec ma firmę transportową, która działa na całym świecie, a mama prezeską fundacji na rzecz domu dziecka - odpowiedział naturalnie.
-Ile lat ma twoje rodzeństwo? - zadałam kolejne pytanie.
-Christopher 19, a Casandra 16 - westchnął zapewne przez to, że coś sobie przypomniał.
-Christopher jest więc w twoim wieku - stwierdziłam.
-Owszem - potwierdził.
Zastanowiłam się na chwilę.
-Co lubiłeś robić, kiedy byłeś dzieckiem? - zapytałam.
-Nie powinnaś spać? Jesteś zmęczona - powiedział marszcząc brwi.
Przewróciłam oczami, nalegając na jego odpowiedź.
-Lubiłem znikać. Potrafiłem godzinami samotnie chodzić po górach i lesie, a kiedy wracałem... Znowu czułem się jak intruz - wyznał wzruszając ramionami.
Chciałam pocałować go w policzek, ale zablokowały mnie pasy. Zauważył to i zaczął się śmiać.
-Później to zrobisz, a teraz idź spać - wyszeptał mi do ucha muskając je ustami.
Po moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze. W odpowiedzi na jego słowa specjalnie prychnęłam. Oparłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy. Poczułam jeszcze jak składa pocałunek na mojej głowie. Zasnęłam.
* * *
Przeciągnęłam się otwierając oczy. Christian wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
-Co? - burknęłam.
-Czas na śniadanie - odpowiedział.
Na jego wysuniętej półce była wielka bułka i termos z ciepłym napojem. Obdarzyłam go pytającym spojrzeniem.
-Zawsze przygotowany - zaśmiał się powtarzając moje słowa.
Uśmiechnęłam się i wzięłam za bułkę. Pochłonęłam ją w krótkim czasie popijając herbatą z termosu.
-Masz gumę? - zapytałam mojego towarzysza.
Po chwili otrzymałam miętowe drażetki. Wzięłam dwie i zwróciłam je właścicielowi. Godzinę później przeżyłam stresujące lądowanie, wbijając paznokcie w przedramię Christiana. Odebraliśmy walizki i opuściliśmy lotnisko. Dobrze, że miałam na sobie kremowy kożuszek i traperki, bo zamarzłabym. W Seattle było jeszcze więcej śniegu niż w naszym niedużym mieście. Chłopak pewnym siebie krokiem prowadził mnie przez odśnieżone ulice. Kiedy dotarliśmy do czterogwiazdkowego hotelu, zameldowaliśmy się i ruszyliśmy do swojego pokoju, wyjeżdżając windą na ósme piętro. Mój telefon wskazywał 16:27.
-Musimy dziś do nich wpaść - oznajmił chłopak siadając na wielkim łóżku.
-Mam nadzieję, że spakowałeś mi coś eleganckiego - powiedziałam otwierając walizkę.
Z łatwością odnalazłam w niej czarną, koronkową sukienkę, obok której były czarne, grube rajstopy. Posłałam chłopakowi uśmiech i zabierając swoje rzeczy, weszłam do łazienki. Przebrałam się w sukienkę i wróciłam do pokoju. Christian leżał na łóżku z przymkniętymi oczami, spuszczając z jego skraju nogi. Stanęłam w nogach łóżka.
-Musi pan wstać, panie wiecznie przygotowany - powiedziałam.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Otworzył oczy i wracając do pozycji siedzącej, agresywnie wciągnął mnie sobie na kolana. Zaczęłam się śmiać, ale przerwał to atakując moje usta. Całował mnie natarczywie z pasją. Podobało mi się to, ale musiałam to przerwać. Po kilku próbach odsunięcia się od niego, udało mi się. Oboje ciężko dyszeliśmy.
-Przebierz się i idziemy - powiedziałam, kiedy dostatecznie uspokoiłam swój oddech.
Cmoknął mnie jeszcze w policzek i podnosząc mnie, posadził obok siebie. Posłusznie przebrał się w czarne rurki i biały sweter. Ułożyliśmy jeszcze nasze rzeczy i ubierając się, wyszliśmy z apartamentu.
-Daleko jest do domu twoich rodziców? - zapytałam.
-Jakieś 10-15 minut - odpowiedział biorąc mnie za rękę.
Powoli się ściemniało. Rozgrzewało mnie dziwne uczucie... szczęścia? Tak. Chyba byłam szczęśliwa będąc z Christianem, który tak wiele dla mnie znaczył. Moje życie było jedną, wielką katastrofą przez ostatnie kilka lat i zapomniałam, jak smakuje szczęście. Przywrócił mi je dopiero Versace. Nagle zatrzymaliśmy się przed wielką posiadłością w bogatej dzielnicy. Jej dach ozdobiony był lampkami świątecznymi.
-Gotowy? - zapytałam domyślając się, że to jego rodzinny dom.
-Tak - wyszeptał ledwo dosłyszalnie.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń. Podeszliśmy odśnieżoną ścieżką do ciemnych drzwi. Spojrzałam na chłopaka. Przełknął ślinę i spiął mięśnie szczęki.
-Będzie dobrze, Christianie - powiedziałam.
Uśmiechnął się sztucznie i biorąc głęboki oddech, nacisnął na dzwonek.
-Cholera - przeklął pod nosem, by opanować emocje.
Usłyszeliśmy przekręcający się zamek. Christian natychmiast się wyprostował, a moje serce wpadło w szalony rytm. Jego stres oddziaływał równie mocno na mnie. Drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy posturę wysokiej, szczupłej kobiety w wieku czterdziestu lat. Wyglądała bardzo młodo. Miała na sobie czerwoną sukienkę i szpilki w tym samym kolorze. Jej blond włosy muskały jej ramiona, a szare oczy otworzyły się znacząco i w momencie zaszły łzami, kiedy spojrzała na swojego syna. Szybko zaczęły strumieniami spływać po jej twarzy.
-Christian - wychrypiała piskliwym głosem.
Rzuciła się na niego przytulając do siebie. Wiedziałam, że się rozluźnił, bo objął ją wolną ręką, nie puszczając mojej. Uścisnęła go wtedy mocniej, głaszcząc po głowie. Byli tego samego wzrostu, więc jego matka była naprawdę wysoka, uwzględniając jej obcasy. Patrząc na to wszystko w moim gardle pojawiła się wielka gula.
-Kochanie... - usłyszałam z korytarza otwartej posesji.
Pojawił się w nim wysoki, postawny mężczyzna z gęstą czupryną, czarnych włosów. Stanął jak wryty, kiedy żona odsłoniła mu widok Christiana. Podbiegł natychmiast i w niedźwiedzim uścisku podniósł mojego mężczyznę. Na jego twarzy widziałam szeroki, holywoodzki uśmiech.
-Wiedziałem, że wrócisz - powiedział ledwo dosłyszalnie do syna.
-Sam nigdy bym się nie odważył... Przekonała mnie Darlin - przedstawił mnie.
Wszystkie trzy spojrzenia skierowały się na mnie przez co spłonęłam rumieńcem. Kobieta bez zastanowienia podeszła do mnie i przytuliła mnie dość mocno. Nadal na jej twarzy pojawiały się łzy.
-Dziękuję ci kochanie - wyszeptała.
Po chwili odsunęła się, a jej mąż wyciągnął do mnie swoją ogromną dłoń. Uścisnęłam ją z obawą.
-Jestem Sebastian, a to moja żona Lissandra. Miło nam cię poznać, Darlin - powiedział ciepło, a ja nieśmiało się uśmiechnęłam.
Zabrał dłoń i gestem zaprosił nas do środka. Sebastian wyręczył swojego syna i pomógł mi zdjąć kożuszek. To stąd te dobre maniery.
-Dziękuję - bąknęłam.
-Dołączcie do jadalni, dzieci - powiedziała przyjaźnie jego mama ściszonym głosem.
Ściągnęłam buty i odwróciłam się do chłopaka. Uśmiechał się w mój ulubiony sposób, który go odmładzał. Podszedł do mnie i przelotnie pocałował. Następnie łapiąc za dłoń zaprowadził do jadalni. Były tam cztery osoby. Jego rodzice i jak się zorientowałam rodzeństwo. Równie wysoki blondyn o niebieskich oczach wstał i sztywno uścisnął Christiana klepiąc go w plecy. Był specyficznym, zmanierowanym chłopakiem, co zauważyłam. Jednak po chwili posłał on mojemu Christianowi o dziwo szczery uśmiech. Spojrzałam na drobną i choć niższą od rodzeństwa to i tak dość wysoką blondynkę, która z otwartymi ustami wpatrywała się w mojego chłopaka. Jej brązowe oczy były zamglone i wypowiadały tak dużo.
-Casandro - odezwał się Christian.
Dziewczyna wstała i chwiejącymi się nogami powoli do nas podeszła. Patrzyła tylko na brata unosząc lekko głowę. Jej łzy ustąpiły spływając z pięknych oczu. Nagle zaczęła lekko bić pięściami w tors chłopaka, a on wziął ją w ramiona. Puścił wtedy moją dłoń, co było konieczne. Lissandra westchnęła cicho.
-Jak mogłeś? - zapytała cicho, przestając okładać Versacego.
W tym pytaniu było tyle wyrzutu i bólu, że gdyby można było je zawrzeć w ścierce, wyciskając ją zalałaby cały świat... Świat Versacego.
-Csii... - uspokajał ją.
Odsunął ją od siebie i smutno się uśmiechnął. Następnie zaprowadził ją na jej poprzednie miejsce. To samo zrobił ze mną, zajmując miejsce obok mnie.
-Przepraszamy na chwilę. Ekhm, Sebastianie - przywołała męża Lissandra i po chwili zniknęli.
-Przedstawisz nam tę uroczą dziewczynę? - zapytał Christopher zerkając na mnie.
-Darlin Lightwood - wyręczyłam swojego chłopaka wstając i podając rękę jego bratu.
Myślałam, że ją uściśnie, a on wstał i złożył na niej pocałunek, cały czas patrząc mi w oczy.
-Christopher Glynne - przedstawił się pewnym siebie głosem. Zarumieniłam się i z uśmiechem podałam rękę jego siostrze. Rok młodsza blondynka, uścisnęła ją niechętnie.
-Casandra - rzuciła.
Usiadłam na krześle, a Christian niemal od razu złapał mnie za rękę splatając z nią palce. Negatywne nastawienie jego młodszej siostry zbiło mnie z tropu. Do jadalni wrócili rodzice, wnosząc jedzenie. Postawili przed każdym biały półmisek zupy, która niewiarygodnie pachniała. Zajęli miejsca i życzyli wszystkim smacznego. Wyplątałam rękę z uścisku chłopaka i naśladując innych, zaczęłam jeść. Była to tajska zupa z kraba. Jadałam taką w restauracji, ale znacznie smakowała mi ta. Po chwili dostaliśmy deser w postaci smażonych lodów. Były to kulki z ciasta, w których były bakaliowe lody, otoczone owocami w czekoladzie.
-Co robiłeś, kiedy wyjechałeś? - zapytał obojętnie Christopher, kiedy zakończyliśmy posiłek.
Przeniósł wzrok na brata. Stwierdziłam, że ich relacje były dziwne.
-Znalazłem dobrą pracę i mieszkanie... nic szczególnego - odpowiedział wzruszając ramionami.
Ponownie trzymaliśmy się za ręce. Co chwilę czułam na sobie wzrok jego brata. Jego rodzina nieco mnie onieśmielała. Do tego to beznamiętne spojrzenie jego siostry, które przeszywało mnie na wylot.
-Opowiedz, jak się poznaliście - poprosiła słodko Casandra przenosząc wzrok na Christiana.
On posłał mi tylko uśmiech i pogładził kciukiem moje knykcie. Byłam ciekawa co im powie.
-Pierwszy raz zobaczyłem ją w miejscowym ośrodku kultury, kiedy śpiewała na próbie piosenkę Come And Get It, Seleny Gomez - odpowiedział wymijająco, ale wystarczalnie.
Paradoksalnie śpiewałam tą piosenkę na jednej z prób zanim spotkaliśmy się w lesie. Pamiętam, że ktoś wtedy był na sali, ale w pół mroku widziałam tylko jego posturę. Cholera, a jeśli to był on?
-Śpiewasz? - zapytał Christopher nie kryjąc zainteresowania.
Zarumieniłam się, kiedy rozmowa zeszła na mój temat.
-Trochę - odpowiedziałam spoglądając na Christiana w celu ratunku.
-Chcielibyście usłyszeć? - zwrócił się do rodziców.
Zrobił to specjalnie, dlatego kopłam go w kostkę. Skrzywił się ledwo dostrzegalnie.
-Oczywiście - odpowiedziała entuzjastycznie jego matka.
Christian wyjął swoją komórkę i zaczął w niej grzebać. Po chwili postawił ją na stole ekranem do dołu. Dość głośno pojawiły się dźwięki piosenki Rihanny, do której po krótkim czasie dołączył mój głos. Wszyscy wpatrywali się z zainteresowaniem w telefon. Tylko Christopher rzucał mi zagadkowe spojrzenia, co zignorowałam. Nie daruję mu tego, że to nagrał. Kiedy usłyszałam słowa: what now w refrenie, aż sama się zdziwiłam, że tak to wyciągłam. Męczyłam się jeszcze trzy długie minuty słuchając nagrania.
-Tak potężny głos w takiej kruszynie? - zapytała Lissandra posyłając mi uśmiech.
Kolejny raz się zarumieniłam. Chłopak schował telefon, a ja umyślnie zaczęłam skubać jego przedramię. Wywołało to na jego twarzy uśmiech, więc przestałam. Zaczęli kontynuować rozmowę wspominając zabawne historie, z których się śmiałam. Nawet Casandra nie była już tak obojętna.
-Gdzie się zatrzymaliście? - zapytała godzinę później mama mojego mężczyzny.
-W hotelu niedaleko stąd - odpowiedział chłopak.
-Nalegam żebyście zostali. Twój pokój nadal należy do ciebie Christianie - powiedziała kobieta.
-Nie wiem czy... - zaczął chłopak spoglądając na mnie.
-Postanowione, zostajecie braciszku - przerwał mu Christopher śmiejąc się.
-Oprowadź Darlin po domu - polecił Sebastian puszczając mi perskie oko.
Uśmiechnęłam się spływając rumieńcem po raz setny w czasie pobytu tutaj. Christian pomógł mi wstać i poprowadził mnie na piętro, kiedy pożegnaliśmy się z resztą i podziękowaliśmy za kolację.
-Gdybym tylko mogła skopała bym ci tyłek - westchnęłam przechodząc przez długi korytarz.
-Dlaczego? - zapytał chłopak.
Otworzył białe drzwi jednego z pokoi i wprosił mnie do środka, zamykając je za sobą.
-Za to nagranie - odpowiedziałam puszczając jego dłoń.
-Daj spokój, skarbie... Możemy porozmawiać o tym później? Pojadę po nasze rzeczy do hotelu, a ty grzecznie tu poczekasz - zadecydował.
Wydałam cichy pomruk zgody. Christian podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie.
-Chyba nie będziesz się o to gniewać? - zapytał.
Zbyt przejął się moją wcześniejszą reakcją.
-Nie - odpowiedziałam.
Uśmiechnął się i przelotnie cmoknął mnie w usta.
-Czuj się jak u siebie - powiedział wychodząc.
Zamknął za sobą drzwi, a ja zaczęłam się rozglądać. Zorientowałam się, że pokój należał do niego. Pośrodku niego było dwuosobowe łóżko nakryte czarną pościelą. Do tego białe, drewniane meble podobne do tych w jego mieszkaniu. Na jednej ze ścian znajdował się witraż ze zdjęć. Był o wiele większy niż mój znajdujący się wokół toaletki. Podeszłam do ściany i dotykając opuszkami palców zdjęć, zaczęłam je oglądać. Na każdym z nich rozpoznałam mojego przystojnego Christiana, który się uśmiechał. Wyglądał wtedy na beztroskiego i szczęśliwego. W centrum znajdowało się najciekawsze zdjęcie. Była na nim grupka nastolatków z jednym, wyróżniającym się, starszym mężczyzną. Był niski, ale bardzo postawny z siwymi włosami i zarostem. Oczy Christiana i reszty jarzyły się seledynem, co było nadzwyczajne. Przecież widziałam już go takiego na żywo tylko nie uśmiechał się wtedy. Otaczające go dzieciaki były specyficzne: dziewczyna z ciemnymi dredami, chłopak wielki jak niedźwiedź, krótko ścięta dziewczyna, dwóch rudowłosych chłopaków, którzy byli niesamowicie do siebie podobni i jakiś dwunastolatek stojący na uboczu, którego oczy były równie ciemne jak kruczoczarne włosy. Jako jedyny się nie uśmiechał. Jego wyraz twarzy był beznamiętny i wzniosły.
-Ekhm... Czyli Christian ci powiedział? - usłyszałam pytanie.
Opuściłam dłoń i odwróciłam się powoli. O próg drzwi z założonymi rękoma nonszalancko opierał się Christopher. Stwierdziłam, że i tak nie ma tyle gracji, co Christian.
-Owszem, powiedział - potwierdziłam uśmiechając się sztucznie.
Chłopak otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale szybko je zamknął marszcząc brwi. Wpatrywał się we mnie przez chwilę.
-Mogę ci coś pokazać? - zapytał.
Pokiwałam twierdząco głową na co się uśmiechnął. Wskazał, żebym za nim poszła, więc tak zrobiłam. Po chwili znaleźliśmy się w jednym z pokoi na wyższym piętrze. Christopher wyciągnął jakaś fotografię z pudełka i stanął obok mnie. Miałam wrażenie, że specjalnie otarł się o mnie ramieniem, ale to zignorowałam.
-Spójrz tutaj - wskazał palcem punkt.
Było to zdjęcie reprezentacji drużyny sprzed dwóch lat zrobione zaraz na początku sezonu. Wszyscy mieli dobrze mi znany strój klubowy. Przez ściągnięte kaski rozpoznałam chłopaków z drużyny. Długi palec blondyna wskazywał na uśmiechniętą brunetkę o roziskrzonych zielonych oczach.
-Skąd masz to zdjęcie? - zapytałam ze zdezorientowaniem.
Odsunęłam się od niego, żeby móc zobaczyć jego twarz.
-Przyjeżdżałem na każdy wasz mecz odkąd zobaczyłem cię na kadrze we Francji trzy lata temu - odpowiedział znacząco.
Zarumieniłam się i odwróciłam na moment wzrok. Pomieszczenie, w którym byliśmy było diametralnie inne od pokoju Christiana. Poczułam się dziwnie.
-Nie gram od tego sezonu - oświadczyłam posyłając mu uśmiech.
-Zorientowałem się - powiedział.
Zapanowała niezręczna cisza podczas, której zapragnęłam znaleźć się gdzie indziej.
-Co za przypadek - pokręcił z niedowierzaniem głową chłopak.
-Rzeczywiście dziwne, że akurat tu przyjechałam - parsknęłam.
-Chodziło mi raczej o to, że mi i mojemu bratu podoba się ta sama dziewczyna - przyznał chłopak.
Spojrzałam na niego unosząc brwi. Zezłościły mnie jego słowa mające na celu wywołać u mnie zażenowanie.
-Nigdy więcej tak nie pogrywaj, Christopherze. Pójdę już - oznajmiłam.
Chciałam się ruszyć, ale mnie powstrzymał. Natychmiast wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Poskarżysz się teraz Christianowi? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
-Chyba zwariowałeś - prychnęłam.
Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Cholera co to za sukinsyn?
-Zapamiętaj, że nie musisz się mu skarżyć, bo niedługo sama będziesz chciała spędzać ze mną czas - stwierdził z pewnością siebie.
Zaczęłam się śmiać i opuściłam pokój, zostawiając go samego. Co on w ogóle sobie myślał? Chciałabym powiedzieć o tym Christianowi, żeby razem móc się z tego pośmiać, ale byłam pewna, że zareagowałby inaczej. Z tego powodu postanowiłam o tym zapomnieć. Wróciłam do pokoju mojego chłopaka i usiadłam po turecku na dywanie. Wyciągnęłam z małej torebki telefon i wykręciłam numer do Jasona. Długo czekałam wsłuchując się w głuche dźwięki połączenia, żeby później odpowiedziała mi poczta głosowa. Nadal nasze kontakty były napięte, więc nie dziwiłam się, że nie odbiera. Ale dlaczego właśnie teraz? Kiedy chciałam usłyszeć jego głos? Kiedy potrzebowałam po prostu porozmawiać? Ze sfrustrowaniem rzuciłam telefonem. Wylądował on na poduszce jakiegoś kosza wiklinowego. Odchyliłam głowę do tyłu i opierając ją o łóżko, mocno przymknęłam powieki. Było mi smutno i zachciało mi się płakać. Powstrzymałam jednak nadchodzące łzy, oddychając głęboko. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie drzwi, które ktoś następnie zamknął. Otworzyłam oczy i moim oczom ukazał się chłopak, który sprawiał, że moje serce biło mocniej, a na mojej twarzy odruchowo pojawiał się uśmiech.
-Dlaczego tak siedzisz? - zapytał Christian wyciągając do mnie ręce.
Ujęłam je i wstałam, patrząc w jego czekoladowe oczy. Wiedziałam, że jest zmęczony. W odpowiedzi na wcześniejsze pytanie wzruszyłam ramionami. Pocałował mnie w czoło i zniknął w łazience. Korzystając z okazji, że bierze prysznic odszukałam w swojej walizce piżamę, w której jeszcze nigdy nie spałam. Bo kto normalny śpi w niebieskich spodeniach z charakterystycznym oślim ogonem i koszulką z kapturem z motywem Kłapouchego z Kubusia Puchatka i przyjacieli? Specjalnie ją wziął, żeby mnie ośmieszyć. W walizce była też sama czarna koronkowa bielizna i kilka moich ulubionych, również czarnych ubrań, oprócz niebieskiego swetra, który nosiłam rano. Pomyślałam, że następnym razem sama się spakuję. Na dnie walizki dostrzegłam książki, które nimi nie były. Chłopak bowiem spakował mój biały i czarny pamiętnik. Ukryłam je z powrotem na dnie i przykryłam ciuchami. Zapięłam walizkę i odstawiłam ją obok komody. Akurat Christian wychodził z łazienki. Widząc mnie w zabawnej piżamie na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Prychnęłam i wymijając go, weszłam do łazienki. Zmyłam lekki makijaż i rozczesałam włosy, zakładając na głowę kaptur z podobizną Kłapouchego. Wróciłam do pokoju zastając nieubranego chłopaka. Leżał na skraju łóżka w samym ręczniku na biodrach. Nie przeszkadzał mi ten widok, ale nie miałam zamiaru, żeby się rozchorował przez eksponowanie swojego idealnego ciała.
-Nie zamierzasz się ubrać? - zapytałam odnajdując telefon.
Jason nie oddzwonił, więc schowałam go do kieszeni koszulki.
-Właśnie to robię - odpowiedział chłopak.
Spostrzegłam wcześniej, że wstaje i nie miałam zamiaru się odwrócić, żeby zastać go nagiego. Kiedy ubrał już odpowiedni strój, podszedł do mnie od tyłu i przytulił. Wtulał głowę w moje ramię. Zorientowałam się, że jego klatka piersiowa nadal była naga.
-Lubisz paradować bez koszulki? - zapytałam śmiejąc się.
-Tylko przy tobie - odpowiedział przyciągając mnie bliżej.
-Tylko? - uniosłam brwi.
-Mhm - przytaknął całując mnie w szyję.
Niestety po chwili przestał i puszczając mnie, odwrócił w swoją stronę.
-Mogę zrobić ci zdjęcie? - zapytał przygryzając wargę.
Chciałam natychmiast zaprotestować, kiedy zaczął wyciągać telefon, ale powstrzymałam się od tego. Przewróciłam tylko oczami i cofając się w tył, za pozowałam do zdjęcia. Prawą rękę położyłam na biodrze, a lewą nogę nieco ugięłam. Postanowiłam żeby nie był taki zadowolony, więc wystawiłam język. Flesz jego iPhonea zabłyszczał i chłopak zaczął się śmiać. Schował telefon kręcąc głową.
-Chodź spać - poprosił z lekkim uśmiechem.
Posłusznie zgasiłam światło i wdrapałam się na łóżko. Christian przykrył mnie i przyciągnął do swojego boku. Oplotłam go ręką, kładąc głowę na jego ramieniu. Jego klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała. Czułam serce, które dość mocno wybijało szybki rytm. Położyłam na nim prawą dłoń, muskając opuszkami palców miejsce, w którym się znajdowało. Z gardła chłopaka wydało się ciche mruknięcie.
-Co myślisz o mojej rodzinie? - zapytał nagle.
Uśmiechnęłam się stukając do rytmu palcami w jego tors.
-Jesteś zmęczony. Nie spałeś 48 godzin, ale na twoje pytanie. Twoja rodzina... jest nietypowa. Każdy z was jest inny, choć łączy was pewność siebie i zmanierowanie. Lubię ich, a zwłaszcza twoją matkę. Zresztą... po nich wszystkich widać, że bardzo cię kochają - powiedziałam.
-Jestem zmanierowany? - oburzył się. -Idź spać, Christianie - zaśmiałam się.
Westchnął i pocałował mnie w czubek głowy. Dość szybko odpłynął, a ja chwilę po nim. Było mi ciepło, wygodnie i... bezpiecznie. Przez całą noc nie miałam koszmarów.
CO TEN CHRISTOPHER ODWALA? :O NIE POWIECIE, ŻE RODZINA GLYNNÓW WAS NIE ZASKOCZYŁA. MIŁEGO CZYTANIA MIŚKI :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz