sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział XI

Już jakiś czas wpatrywałam się w śpiącego Christiana. Był taki beztroski, kiedy to robił. Jego rozchylone usta o idealnym wykrojeniu, aż same się prosiły, żebym go pocałowała. Powstrzymywało mnie tylko to, że nie chciałam go obudzić. Wstrzymywałam się też przed głaskaniem go po klatce piersiowej, a było to trudne mając na niej rękę.
-Gapisz się na mnie - powiedział chłopak cicho.
Nie otwierając oczu przyciągnął mnie bliżej. Ucieszyłam się jak dziecko i korzystając z okazji pocałowałam go. Musiałam podpierać się przy tym lewą ręką, co nie było zbyt wygodne. Christian oddał pocałunek. Co więcej, kiedy nie miałam już siły podtrzymywać się ręką i chciałam odsunąć, naparł na mnie swoim ciałem tak, że teraz ja znajdowałam się pod nim. Nie chcąc mnie zgnieść ułożył nogi po obu stronach moich bioder. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp, którego mu nie dałam. Chciałam się z nim podroczyć, więc zagryzłam lekko jego wargę przez co warknął. Nie mogąc się powstrzymać zaczęłam się śmiać.
-Taka jesteś zabawna? - zapytał chłopak odsuwając się nieznacznie.
Oddychał głęboko, kiedy ja z dumą się uśmiechałam. Jego oczy pojaśniały bardziej niż zwykle.
-Myślę, że tak Versace - odpowiedziałam.
Na wzmiankę swojego nazwiska, uniósł brwi i uśmiechnął się złośliwie.
-Nie! - krzyknęłam orientując się, co mu chodzi po głowie.
Było już za późno. Chłopak przeniósł ręce na mój  brzuch i zaczął mnie łaskotać. Sprawiało mu to wielką przyjemność, kiedy ja zwijałam się ze śmiechu, próbując go odepchnąć.
-Christianie! - zawyłam błagalnie, łapiąc go za nadgarstki.
Jego ręce znieruchomiały, a ja zaczęłam łapczywie pochłaniać tlen z powietrza. Pokazywał mi swoje białe zęby, szczerząc się do mnie. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi i po chwili ktoś wszedł do pokoju.
-Usłyszałem coś na kształt wzywania pomocy. Wszystko dobrze, Darlin? - zapytał umyślnie Christopher.
Christian nadal mnie nie puszczał. Odwrócony był głową w stronę brata, kiedy ja wpatrywałam się w jego nieco napiętą szczękę.
-Nic mi nie jest - odpowiedziałam rumieniąc się i zerkając na jego postać.
Uśmiechnął się zbyt specyficznie, co pewnie nie umknęło uwadze mojego chłopaka.
-W razie czego wołaj. Jestem na dole - puścił perskie oko bardziej do brata niż mnie i wyszedł.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, Christian odwrócił się do mnie. Jego mięśnie szczęki się poluzowały.
-Darlin? - przywołał mnie z rozmyślań.
Popatrzyłam na niego pytająco.
-Uważaj na niego, dziwnie się zachowuje. Dobrze? - zapytał.
-Dobrze - obiecałam.
Uśmiechnął się nieśmiało i delikatniej niż wcześniej musnął moje wargi. Kiedy zauważyłam, że musiał się wtedy pochylić, puściłam jego nadgarstki. Łapiąc go za kark przyciągnęłam go bliżej, przez co wydał pomruk zadowolenia. Podciągnął moją lewą nogę, łapiąc ją za udo, a jego usta stały się bardziej natarczywe. Tym razem nie prosił o dostęp do moich ust, tylko agresywnie rozwarł je językiem. Przejechał nim po moim podniebieniu, następnie atakując mój język. Długo toczyliśmy nimi zażartą bitwę, którą chłopak wygrał. Opierając swoje czoło o moje, powoli puścił moją nogę. Teraz dosłownie dyszeliśmy, intensywnie wpatrując się w siebie.
-Dziendobry - zamruczał chłopak.
Zachichotałam mimowolnie.
-Dość - powiedziałam popychając go lekko.
Uniósł zdziwiony brwi.
-Masz mnie dość? A dopiero się rozkręcałem - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
Dźgnęłam go w bok, a on udając, że krzywi się z bólu, przewrócił się na prawy bok. Zeskoczyłam z łóżka rozprostowując kości. Christian podążył za moim przykładem.
-Czyli koszulki nie gryzą? - zaczepiłam go, kiedy wkładał biały tshert przez głowę.
-Jeżeli chcesz to możemy to na tobie sprawdzić - zaproponował śmiejąc się. 
-W twoich snach - odgryzłam mu się.
-Może być - stwierdził wzruszając ramionami.
Teatralnie odstrzeliłam sobie głowę robiąc spluwę z dłoni. Chłopak wziął ją i mrożąc mnie wzrokiem, ucałował ją. Następnie splatając z nią palce zaprowadził mnie na dół do kuchni. Usiadłam przy znacznie mniejszym stole niż w jadalni.
-Gdzie reszta? - zapytałam szeptem.
-Jak co środę rodzice jedzą śniadanie u swoich przyjaciół, a Casandra w ulubionej restauracji - odpowiedział.
Robił śniadanie, a ja z przyjemnością go obserwowałam.
-Na co masz dziś ochotę? - zapytał kładąc na stole talerz z kanapkami i dwie herbaty.
Wzięłam jedną z nich i zaczęłam ją mozolnie jeść, popijając ciepłym napojem. Zastanowiłam się na chwilę.
-Spacer - odpowiedziałam.
Christian posłał mi pytające spojrzenie, dojadając swoją kanapkę. Uśmiechnęłam się.
-Zabierz mnie do jednego z twoich ulubionych miejsc, w których znikałeś - poprosiłam.
Zmarszczył brwi, nadal się nie odzywając. Jedliśmy kolejne kanapki w milczeniu.
-Zamarzniesz - odezwał się w końcu.
Przewróciłam oczami.
-Nie prawda. Ubiorę się ciepło. Poza tym jestem przyzwyczajona do mrozu. Nie zapominaj, że całe dzieciństwo spędziłam na hali lodowej - oznajmiłam.
-Nie odpuścisz, prawda? - zapytał błagalnym tonem.
-Nigdy - odpowiedziałam uśmiechając się zwycięsko.
Westchnął, ale odwzajemnił mój uśmiech.
-Mam nadzieję, że pojadłaś, bo potrzeba ci będzie dużo sił - powiedział.
-Nie zmieściłabym nic więcej - zapewniłam klepiąc się po brzuchu.
Rozbawił go ten gest. Włożył pospiesznie naczynia do zmywarki i ujmując moją dłoń zaprowadził do swojego pokoju. Usiadłam na skraju łóżka, kiedy on zaczął przeszukiwać szafki. Na podłodze skompletował elastyczne ubranie termoaktywne, wysokie buty górskie, wełniane skarpety i męską, sportową kurtkę w kolorze niebieskim, żółtym i czarnym. Obok leżał podobny komplet, który wziął w obie ręce.
-Ubierz to. Możesz jeszcze skompletować sobie jakieś ciepłe ubrania. Masz wszystko do dyspozycji - powiedział i wyszedł.
Mój telefon wskazywał 10.07. Rozebrałam się do bielizny i ubrałam obcisły termoaktywny komplet. Następnie podeszłam do białych mebli i otworzyłam drzwiczki szafy z półkami. Odnalazłam w niej czarny, gruby, miękki sweter i bez namysłu ubrałam go. Był za duży, ale wygodny. Na nogi założyłam swoje ogrzewane leginsy, które spakował mi Christian. Pospiesznie założyłam skarpety i wyciągnęłam je na łydki. Najdłużej trwało zawiązanie butów, które były o numer za duże. Zarzuciłam włosy na plecy i włożyłam kurtkę, sięgającą mi do połowy ud. Złożyłam piżamę i schowałam ją. Postanowiłam poszukać Christiana na dole. Zastałam go w kuchni, pakującego plecak. Był całkowicie ubrany w podobny zestaw.
-Akurat skończyłem - oznajmił z uśmiechem.
-Gotuję się - pożaliłam się.
Zarzucił plecak i skierował mnie do drzwi.
-Podjedziemy skuterem śnieżnym - oznajmił otwierając garaż, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz.
Nie wiedziałam, gdzie ma zamiar mnie wziąć, więc byłam bardzo podekscytowana. W środku garażu stało jedno auto, a obok niego skuter. Było tu zdecydowanie za dużo miejsca. Christian włożył plecak do schowka i podpiął kluczyki do maszyny.
-Mamy szczęście, że jest tyle śniegu. Boisz się? - zapytał.
-Nie, bo jestem z tobą - odpowiedziałam szczerze.
Na twarzy Versacego pojawił się nieśmiały uśmiech, a jego policzki się zaróżowiły.
-Buraczysz się - parsknęłam.
-To przez ciebie - wzruszył ramionami.
Zajął miejsce na skuterze, a ja usiadłam za nim.
-Załóż kaptur, będzie wiało - powiedział.
Posłuchałam go, oplatając rękoma w pasie. Niemal zobaczyłam jak się uśmiecha.
-Trzymaj się mocno, skarbie. Gdyby coś się działo trącnij mnie kolanem w bok albo rękę - poprosił.
-Tak zrobię - zapewniłam.
Po moich słowach włączył silnik i ruszył wprzód wyjeżdżając na drogę. Garaż jak mniemam, sam się zamknął. Oparłam policzek na jego plecach.
                    *          *          *
Jak się później okazało wyjechaliśmy czarnym szlakiem w góry. Zostawiając go na płaszczyźnie szczytu, ruszyliśmy do drewnianego schroniska. Christian otworzył je kluczem.
-Nie ściągaj jeszcze kurtki - polecił podkładając drewna do rozpalonego kominka.
Sam już dawno ją ściągnął i powiesił na kołku przy wejściu. Schronisko miało parter i piętro, więc było duże. Christian powiedział, że mogłoby pomieścić stu ludzi.
-Ciepło? - zapytał siadając obok mnie na bujanej ławce.
-Bardzo. To właśnie twoje ulubione miejsce? - zadałam pytanie popijając herbatę z termosu.
Chłopak westchnął i objął mnie ramieniem, zmuszając tym do odłożenia napoju.
-Jest jednym z nich. Obiecuję ci, że kiedyś zabiorę cię tam, gdzie naprawdę chciałbym cię zabrać - powiedział.
Jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy, a moje serce zabiło mocniej.
-Christianie - przywołałam go, żeby mnie puścił.
Uśmiechnął się przepraszająco, a ja wstałam i ściągnęłam kurtkę.
-Ładny sweter - skomentował.
-Też mi się podoba - powiedziałam siadając okrakiem na jego kolana.
Z tego co się orientowałam jechaliśmy tu jakieś dwie godziny, więc było przed 13.00. Spojrzałam na Christiana opierając dłonie po bokach jego torsu.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapytał kręcąc kółka kciukiem na moich krzyżach, co wywoływało przyjemne dreszcze. 
-Zastanawiam się nad czymś - odpowiedziałam.
Chłopak uniósł brwi oczekując wyjaśnienia. Uśmiechnęłam się.
-Nie chcesz wiedzieć - oznajmiłam.
-A właśnie, że chcę - zapewnił mnie.
Przygryzłam dolną wargę, wahając się nad odpowiedzią. Versace uwolnił ją kciukiem prawej dłoni, oblizując swoje usta.
-Kiedy cię poznałam... zgrywałeś dupka - pożaliłam się.
Kącik jego ust zadrżał w pół uśmiechu. Nie spodziewałam się, że go tym rozbawię.
-A nim nie jestem? - zapytał nieco poważniejąc.
-Jak mogłeś tak pomyśleć? - zapytałam otwierając szerzej oczy.
W odpowiedzi wzruszył ramionami. Jego zachowanie zbiło mnie z tropu, a to co o sobie myślał, zabolało. Ujęłam jego twarz studiującą moją, w swoje dłonie.
-Nie jesteś dupkiem, Christianie. Nigdy nie pokochałabym dupka - wyznałam mając łzy w oczach.
Przez długi czas się nie odzywał. Nie puszczałam jednak jego twarzy. Nagle przybliżył się do mnie i gwałtownie pocałował. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Przemawiała przez niego rozpacz, pożądanie i... coś czego nie mogłam zidentyfikować. Po chwili przerwał pocałunek zagryzając moją wargę.
-Zdajesz sobie sprawę, że jesteś dla mnie wszystkim? - zapytał opierając swoje czoło o moje.
Moje serce wybijało szalony rytm. Opuściłam ręce na tors chłopaka. Zamiast odpowiedzieć przytuliłam się do niego, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Westchnął przeciągle.
                  *          *          *
-Nie czytasz książek? - zapytał Christian wychodząc spod ciepłego prysznica.
Siedziałam po turecku w piżamie na dywanie. Przed chwilą rozmawiałam z mamą, za którą się stęskniłam. Moje włosy były jeszcze wilgotne po wcześniejszej kąpieli. W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Miał na sobie dresy i obcisły tshert, jak zawsze wyglądał genialnie.
-Co się dzieje, Darlin? - zapytał siadając na przeciwko mnie.
Spojrzałam mu w oczy. Wspominając o pamiętnikach wpadałam w nieprzyjemny, nerwowy nastrój.
-Nic - skłamałam wzruszając ramionami.
-Przecież widzę - nalegał.
Sięgnął po moje dłonie i zaczął się nimi bawić. Zagryzłam wnętrze policzka, postanawiając mu powiedzieć.
-Tamte książki, które spakowałeś... To wcale nie są książki - powiedziałam ostrożnie.
-Jak to? - zapytał chłopak marszcząc brwi.
Wstałam, wyplątując ręce z jego własnych. Podeszłam do walizki i wyciągając z niej dwa notesy, wróciłam na swoje miejsce. Postawiłam je między nami.
-To są pamiętniki... Moje pamiętniki - powiedziałam, badając jego reakcję.
Przestał marszczyć czoło, a na jego twarzy pojawił się młodzieńczy uśmiech.
-Mogę? - zapytał wskazując na książki.
Otworzyłam szerzej oczy i wzięłam głębszy oddech. Prawą ręką popchnęłam lekko biały notes w jego stronę. Czarny pozostał na swoim miejscu. Pokiwałam głową, a wtedy Christian zaczął studiować biały pamiętnik. Kartkował go szybko czasami czytając stronę czy dwie, a wtedy na jego twarzy pojawiał się szerszy uśmiech. Po kilku minutach odłożył go.
-Byłaś nienormalna - zaśmiał się.
Sprawiło to, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Zaraz, zaraz... Ostatni wpis jest sprzed ponad trzech lat, więc kontynuacja jest w czarnym? - zapytał sięgając po czarny pamiętnik.
Położyłam na nim rękę. Chłopak posłał mi pytające spojrzenie.
-Nie chcę, żebyś go przeczytał - szepnęłam.
-Dlaczego? - zapytał przysuwając się bliżej.
-Nie ma tam żadnych wesołych wspomnień... Jest tylko przeszłość, o której chciałam kiedyś zapomnieć - odpowiedziałam.
-Kiedyś? Więc zmieniłaś zdanie? - zainteresował się.
-Wolę pamiętać o błędach, żeby już nigdy ich nie popełniać - sprostowałam.
-Jeżeli myślisz, że czytając go mógłbym zmienić uczucie jakim cię darzę, to odpowiedź brzmi: nie - powiedział szczerze, recytując moją odpowiedź sprzed wyjazdu.
Te słowa rozgrzały moje serce. Konsekwentnie podałam mu czarny dziennik. Uśmiechnął się lekko i przesunął tak, żeby pocałować mnie w czoło.
-Przeczytam go w biurze. Wzywają mnie do tutejszej siedziby i nie będzie mnie dość długo. Poradzisz sobie beze mnie? - zapytał gładząc mój policzek.
Nie chciałam żeby odchodził. Stresowałam się myślą, że miałby przeczytać moje bohomazy dotyczące między innymi ćpania, znajomości z ukraińskim mafiozom, złymi wyborami, ukrywania prawdy przed najbliższymi i moimi depresyjnymi myślami. Wzdrygnęłam się i wyrzuciłam ponure wspomnienia z głowy.
-Dam radę - odpowiedziałam.
-Ymm... Casandra chciała z tobą porozmawiać. W sumie Christopher też, ale wolałem pominąć ten fakt - przyznał się.
-Dlaczego? - zapytałam naturalnym głosem.
-Dziwnie na ciebie patrzy, co wzbudza we mnie niepokój i... Cholera jestem zazdrosny - pożalił się wzruszając ramionami.
Mimowolnie przez to ostatnie zachichotałam.
-Nie dałam ci nigdy powodu do zazdrości - parsknęłam i rzuciłam się na niego.
Szybko odszukałam swoimi ustami jego miękkie wargi i nieco za mocno wpiłam się w nie. Wydał cichy jęk, a ja korzystając z okazji dołączyłam język, zyskując tym przewagę. Po chwili sam odsunął mnie od siebie.
-Co w ciebie wstąpiło? - zaśmiał się podnosząc mnie.
Staliśmy teraz naprzeciwko siebie. Jego oczy błyszczały i uśmiechał się łobuzersko.
-Ty - odpowiedziałam szczerząc się.
-Jesteś niemożliwa - stwierdził kręcąc głową i przytulił mnie.
-Wracaj szybko - poprosiłam, kiedy wychodził.
-Postaram się - obiecał.
Chwilę później już zniknął, jadąc samochodem swojego ojca. Odsunęłam się od okna i z wachaniem wyszłam na korytarz. Nikogo nie zastałam. Ubrana w swój kożuszek i z torebką, ruszyłam na dół.
-Wybierasz się gdzieś? - usłyszałam za sobą.
Zastygłam ubierając czarne traperki. Przewróciłam oczami, ale chłopak nie mógł tego zobaczyć. Wstałam z pozycji kucającej i odwróciłam się w jego stronę ze sztucznym uśmiechem. -Tak - odpowiedziałam.
-Poczekaj. Ściemnia się, a ty jak mniemam, nie znasz miasta. Pójdę z tobą - oznajmił Christopher.
Chciałam zaprotestować, ale miał rację. Poza tym nie chciałam pakować się w kłopoty i denerwować Christiana. Jego brat wrócił po chwili z założoną kurtką i butami. Otworzył mi drzwi i przepuścił przodem. Ruszyłam białym chodnikiem, a on za mną.
-Gdzie chciałaś iść? - zapytał Christopher.
Nie patrzyłam na niego umyślnie. On wręcz przeciwnie, wpatrywał się we mnie, co było frustrujące.
-Znasz jakiś sklep z artykułami do wyrobu biżuterii? - zapytałam dając mu tym samym odpowiedź.
-Ahh... Chcesz sobie coś zrobić? - zadał pytanie.
-Mniej więcej - odpowiedziałam wymijająco.
-Niedaleko stąd jest galeria jubilerska. Mają tam stanowiska z samymi artykułami do własnych wyrobów i nie są tak drogie, jak można by sądzić - powiedział.
Uśmiechnęłam się. Zaczął prószyć śnieg, więc naciągnęłam kaptur na głowę.
-Długo przekonywałaś Christiana, żeby przyjechał? - zapytał chłopak po chwili milczenia.
-Ymm... Raczej krótko, tęsknił za wami - wzruszyłam ramionami.
Kątem oka dostrzegłam jak mój towarzysz marszczy brwi. Westchnęłam.
-Nadal się uczysz? - zapytałam chcąc kontynuować rozmowę.
-Zostało mi jeszcze pół roku i pójdę na studia AWF - odpowiedział.
-Sportowa z was rodzina - skomentowałam.
Zaśmiał się przyjemnie.
-To Sebastian zaszczepił w nas ducha sportowej, zdrowej rywalizacji. Oczywiście zawsze najlepszy był Christian, choć nie wykorzystywał przy tym mocy. Od Casandry jestem lepszy tylko dlatego, że nigdy nie daje z siebie wszystkiego - stwierdził.
-Uh... W każdym bądź razie nawet ja nie jestem w stanie nadążyć za twoim bratem - parsknęliśmy oboje.
-To tutaj - pociągnął mnie lekko za ramię w stronę oświetlonego budynku.
Wchodząc do środka zrzuciłam kaptur z głowy. Było tu jasno i przestrzennie. Wystrojem przypominało przepychowy dom Samaela. Wzdrygnęłam się na myśl o łysolu. Christipher złapał mnie pod ramię i grzecznie zaprowadził do jednego ze sklepów. Zamiast do gotowej biżuterii, podeszłam do artykułów wyrabianych. Były tam różnego rodzaju prążki na łańcuszki, naszyjniki, ozdoby, koraliki i wytopy. Moją uwagę przykuł już gotowy cieniutki, mocny łańcuszek. Christopher to zauważył i wziął go w dłonie.
-Metal z roztworu tytanitu, nic go nie przerwie - powiedział podając mi go. Wzięłam go muskając palcami dłoń chłopaka. Łańcuszek był srebrny, lekki i zimny. Wiedziałam nieco o tytanie, więc nie musiałam testować jego wytrzymałości. Spojrzałam na cenę.
-Tylko 40 dolarów? - zapytałam unosząc brwi.
Spodziewałam się trzy razy wyższej ceny. Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się w stylu: a nie mówiłem? Wzięłam małą torebeczkę i wrzuciłam tam łańcuszek. Przez kolejne pół godziny zastanawiałam się co na nim zawiesić. W końcu zwróciłam uwagę na srebrne, małe serduszko. Nie było ani płaskie ani wypukłe - idealne. Sięgłam po nie z czarnym pudełkiem i uśmiechnęłam się.
-Mam już wszystko - powiedziałam.
Wróciliśmy do domu prowadząc naprawdę przyjemną rozmowę. Christopher nawet nie wprowadzał tematu Christiana. Dużo mówił o sobie i podobało mi się to. Wplotłam serce na naszyjnik i umieściłam w pudełku. Schowałam je w komodzie pod ubraniami mojego chłopaka. Zasnęłam o północy nie mogąc się na niego doczekać.
Jeny, Christopher potrafi być jednak miły, prawda? Taki rozdział z lukami w czasie. Chyba się nie obrazicie. P.S. Versace jeszcze nie powiedział otwarcie, że kocha Darlin :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz